wtorek, 31 sierpnia 2010

Torebka gobelinowa


Nie od dziś wiadomo, że obsesyjnym wręcz uczuciem kobiety darzą niewielki zwykle obiekt, do którego zmieści się prawie cały świat. A w którym odszukanie czegokolwiek na czas graniczy niemal z cudem. Torebka, nieodłączny, niezbędny kompan każdej kobiety. Dziś jest dostępna w każdym wymarzonym kształcie i kolorze. Jednak torebka, jaką znamy jest osiągnięciem dopiero XX w.   Sztuka pl

Zgadzam się z tą opinią i na pewno nie jedna z was ma te same odczucia. Moją obsesją była torebka haftowana, chciałam sama wyszyć ale nie wiem gdzie można zakupić części do wykonania torebki, odkładałam więc to dzieło w nieskończoność aż zobaczyłam takie torebki na wystawie tzw "Butiku", oczy mi się zaświeciły i musiałam taką mieć i już, po trupach. Na szczęście trup się nie pościelił tylko Misiek uległ moim błagalnym oczom, wiecie jak one wyglądają , wystarczy że ktoś posiada pieska i popatrzy się w jego oczy w momencie błagania o cokolwiek. No to ja takie miałam, i mam  torebkę, serce mego Miśka jest miękkie. Muszę tylko poszukać innej rączki bo ta mi się nie podoba, troszkę ją odświeżyć i utonąć w szczęśliwości. Tak to kobiecie dużo do szczęścia nie potrzeba.

A to kilka inspiracji znalezionych w sieci które nie dawały mi spokoju.



W historii ubiorów torebkom poświęca się zwykle mało uwagi. O ich formach dowiadujemy się na ogół z zabytków malarstwa i rzeźby oraz nielicznie zachowanych w zbiorach muzealnych egzemplarzy. Będąc przedmiotami użytku codziennego ulegały zniszczeniu, a materiały, z których je wykonywano (różnego rodzaju tkaniny i skóra) nie mogły przetrwać do naszych czasów.



 Początkowo nie przywiązywano zbytniej wagi do form i dekoracji torebek - ozdobne torebeczki w formie woreczków ściągniętych u góry sznureczkiem lub wstążką widoczne są na wizerunkach kobiet dopiero od XV w.
Z biegiem czasu i stosownie do mody torebki wykonywano w coraz ozdobniejszej postaci, m.in. z haftowanych tkanin, wzbogacano je koronkami, układano w plisy - dotyczyło to szczególnie kaletek czyli torebek przeznaczonych wyłącznie na pieniądze. W XVIII w. przy luźnych, nie przepasanych sukniach torebki-woreczki (czasem uszyte z tego samego materiału co suknie) noszone były na przegubie ręki. To praktyczne rozwiązanie utrwaliło się i pozostało do naszych czasów. Wreszcie ozdobna torebka staje się niezbędnym akcesorium stroju kobiecego. Koniec XVIII w. to torebki z białego jedwabiu ozdobione kwiatami z barwnej gazy i muślinu nakładanymi półplastycznie, dekoracje z aksamitu, naszycia łuską pergaminową, barwnymi paciorkami, hafty. Oprócz torebek pojawiają się także portfeliki z bogato haftowanych tkanin.



Damskie sakiewki i portfeliki zdobiono zgodnie z modą ornamentami o romantycznym rodowodzie. Hafty wykonane techniką petit point (czyli haftem półkrzyżykowym) wykorzystywały w tym celu m.in. motywy złamanych kolumn, urn na ołtarzach w otoczeniu płaczących wierzb bądź brzóz, ozdobne litery i monogramy. W latach 1820-1850 kolorowe szklane paciorki pokrywały wszelkie akcesoria strojów damskich i męskich. Wrabiano je do dzianych z jedwabnego kordonku sakiewek, torebek damskich i męskich szelek. Źródło sztuka.pl


Czasy biedermeieru ukochały wzory kwiatowe, ale spotykamy też ornamenty geometryzujące, a nawet sceny rodzajowe czyli podróż w epokę romantyzmu.


Zostałam zaproszona  do zabawy w " Lubię " przez Amalię, Jagnę, Elżunię i Jolinkę.

Dziękuję za zaproszenie i przepraszam ale nie podam dalej. 

A co ja lubię:

1. Lubię jak widać, damy , świat halek , barchanek, koronek , piór i torebek, wachlarzy, bucików, jako ucieczka od szarości

2. Lubię historię tą najnowszą i tą najstarszą, a najbardziej szczegóły życia poszczególnych osób i środowisk, zafascynowana jestem postacią Marii Antoniny

3. Lubię haft krzyżykowy i to namiętnie, nie pogardzam i innymi technikami

4 .Lubię kolory na pędzelku, mieszanie ich ze sobą i chciałabym znowu malować

5. Lubię góry, targanie włosów przez wiatr, powietrze którym oddycha się tylko tam wysoko, wysoko i widoki które przyprawiają o ciarki na ciele

6. Lubię tańczyć, przy tangu omdlewam z przypływu adrenaliny, lubię słuchać poezji śpiewanej i podobnej muzyki

7 .Lubię fiołki i fiołkowy kolor

8. Lubię zapatulić się w koc kiedy jest okropna pogoda na dworze i poczytać dobrą książkę

9. Lubię zapach dobrej kawy o poranku i święty spokój

10. Lubię uśmiech ludzi którym mogłam pomóc.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Haft - wygląd krzyżyka w zależności od materiału


Dzisiejszy wpis powstał jako impuls na pewne zdanie które pojawiło się w komentarzach ;
"Ja idę na łatwiznę i zamawiam kanwy z nadrukiem. Wyszywam całą nitką to znaczy nie dzielę mulin na części "
oraz na częste pytania które pojawiają się na mojej poczcie. Pytacie jak wyszywać, jaki materiał, czy można na płótnie itp.
Postanowiłam choć część wątpliwości rozwikłać, zrobiłam parę zdjęć prac które powstały przy użyciu różnych materiałów i haftem krzyżykowym. Tłumacząc na sucho trudno niektóre rzeczy przełożyć na zrozumiały język.
Podaję więc przykłady w których pokazuję jak wygląda " krzyżyk" na poszczególnych materiałach.


Obrazek wyszyty wiele lat temu przez moją córcię kiedy miała parę latek, koniecznie chciała wyszywać tak jak mama, kupiłam jej więc zestaw z kanwą z nadrukiem, na jakość krzyżyków proszę nie patrzeć, to pierwsze dzieło, obecnie przepięknie wyszywa. 
Nadrukowana kanwa moim zdaniem ma olbrzymie pola gdzie krzyżyk jest bardzo duży i trzeba wyszywać pełną muliną. Dla mnie to strata pieniędzy. Prawidłowo kanwa drukowana przeznaczona jest na haft gobelinowy i powinno wyszywać się wełną gobelinowa lub nićmi do tego produkowanymi, , nici te są grube.


To jest haft gobelinowy i tak powinny wyglądać obrazki na kanwie drukowanej. osobiście nie lubię tej kanwy, jest bardzo sztywna, druk jest czasami tak wydrukowany że nie wiadomo w którym miejscu postawić krzyżyk danym kolorem. Odpada, nie wyszywam na niej.


Kanwa polska, dostępna, tania, dla mnie badziewna. Duże krzyżyki na niej wychodzą, trzeba wyszywać co najmniej czterema pasmami muliny aby wypełnić pole. Dałabym jej nr 12. Na dodatek bez krochmalenia i to porządnego , ma wygląd szmaty do podłogi, przepraszam jak obraziłam kogokolwiek kto na niej wyszywa. Świetna do haftu gobelinowego , wełna ją usztywnia. Często ma skazy i to bardzo widoczne. Odpada, bardzo jej nie lubię, na pewno już na niej nigdy nie powyszywam.


To jest fragment kanwy ( aidy) malowanej z gotowych zestawów zagranicznych, tu aida nr 14-16, jak widać w tych zestawach część się wyszywa krzyżykami lub półkrzyżykami , pozostała część aidy tworzy tło które uzupełnia fragmenty obrazka, lub tworzy cieniowania, obrazek na tej kanwie tworzy trójwymiarowość. Można ją polubić, odchodzi wyszywanie tła. Cena zestawu jest dość wysoka na przeciętną kieszeń i ja wolę mieć co wyszywać skoro już płacę. Wyszyłam tylko jeden obrazek , więcej już nie chcę.


Obrazek wyszyty na kanwie (aidzie) nr 14 lub 16 firmy DMC (francuska firma)  dwoma nitkami muliny, materiał specjalnie tkany, dostosowany do haftu krzyżykowego, krzyżyki wychodzą bardzo równiutkie, jednakowej wielkości. Wyszywa się przyjemnie, bez problemów nawet dla tych którzy noszą okulary na nosie. Gorzej z kasą, jest bardzo droga jak na przeciętną kieszeń. Wydaję majątek, bo od wielu lat wyszywam na kanwie francuskiej i kropka. W pasmanteriach dostępna, można kupić np. pół metra i na kilka obrazków wystarczy bądź na wiele mniejszych prac. 1m aidy kosztuje od 60 - 80 zł. 


Pamiętacie mojego pawia? Wyszyty na kanwie (aidzie) nr 18 firmy DMC, to kanwa którą ubóstwiam, krzyżyk drobny, przy wypełnianiu wieloma kolorami obraz wychodzi bardzo plastyczny, trzeba bardzo blisko podejść aby dojrzeć że wyszywany a nie malowany, to lubię najbardziej. Obrazki są dużo mniejsze, do obrazów gabarytowo dużych jest idealna. Ale do innych prac również, uwielbiam na niej pracować. Stawiam na ten materiał.


Jest jeszcze taki materiał który zwany jest panamą, produkowany chyba w Czechach, dostępny czasami w naszych pasmanteriach, ja kupuję na Słowacji, materiał równo tkany. Jeżeli weźmiemy po dwie nitki osnowy krzyżyki wychodzą wielkości aidy nr 14 bardzo równe, idealny do haftu na obrusach. Stosunkowo niedrogi bo około 25 zł za metr, występuje w bardzo wielu kolorach. Bardzo go lubię choć na obrazki wolę aidę francuską.


Pokusiłam się i kilkakrotnie wyszywałam na panamie biorąc jedną nitkę osnowy, krzyżyki bardzo malutkie, nie bardzo równe a to zasługa tego że wtedy nitka często ucieka pod osnową, dla upartych jednak jest to wykonalne jak widać.


Jest wiele różnych płócien które mają równy splot, min.Lugana która wykorzystywana jest do haftu takiego jak Hardanger, jak widać na zdjęciu można też wykonać  krzyżyki. Zależało mi na jak najdrobniejszych więc biorę po jednej nitce osnowy i wyszywam jedną nitką muliny, ale jest to trudne ze względów podobnych jak pisałam powyżej przy panamie. Wielkość krzyżyka chyba jak na aidzie nr 20-22.


Można wyszywać na płótnie, trzeba tylko sprawdzić czy nici tkane są w miarę równo. Obrus różany wyszyty na grubym lnie, liczę po dwie nitki osnowy.


 Na płótnie krzyżyki wychodzą prawie równe, ale jest jedno ale.....................................


Przykładowy obrusik w owoce,  gdybyśmy płótno podzielili tak jak aidę , pola nie miałyby kształtu kwadrata ale prostokąta. Wzór więc spłaszcza się lub wydłuża w zależności czy wyszywamy wzdłuż osnowy czy w poprzek, można się dopatrzeć na obrazku u góry i u dołu.


Mam nadzieję że niektóre sprawy wyjaśniłam, troszkę naświetliłam , że odpowiedziałam na pytania zamieszczane na mojej poczcie, przepraszam ale jestem bardzo zajętym człowiekiem i nie zawsze jestem w stanie wyczerpująco odpowiedzieć na wasze wątpliwości. Jeżeli ktoś ma jakieś jeszcze pytania chętnie odpowiem na blogu, może uda mi się coś jeszcze zilustrować w ramach wolnego czasu.
Oczywiście to co napisałam to są moje odczucia, doświadczenie wielu lat spędzania z igłą w ręku, można porównać , wybrać to co jest dla każdego dobre, nic nie narzucam.

Mam wiele próśb o przysłanie wzorów, muszę wyjaśnić, że zajmuje mi to wiele czasu, przesłanie załączników, przeszukanie wielu płytek z wzorami , nieopisanymi , nie pamiętam co na danej płytce się znajduje , a na dodatek dużo pracuję zawodowo . Płytki przeszukuję przy okazji, nie mniej jednak postaram się sukcesywnie przesłać niektóre wzory, proszę o cierpliwość. Proszę też nie męczyć mnie o wzór pawia gdy się jest niewprawionym w haftach , jest to wzór tylko dla wytrwałych i z pewnym doświadczeniem w haftowaniu, wzór miejscami jest mało czytelny, trzeba umieć sobie wstawić kolory , ja sobie poradziłam, dla początkujących raczej nie, szkoda mi więc czasu na przesyłanie go w takiej sytuacji gdy wiem że nie zostanie wykorzystany. Jak dotąd nie słyszałam aby ktoś go wyszywał choć kilkanaście osób taki wzór otrzymało.

Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za tak liczne komentarze.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Matka Boga


Matka Boga ukończona w sensie ilości krzyżyków, natomiast pozostało wyszyć backstitche i  zrealizować pomysł na oprawę.
Tak jak pisałam wyszywałam jedną nitką wg opisu, nie zadowoliło mnie to, wolę gdy wzór jest bardziej pełny, teraz na pewno wyszyłabym dwoma nitkami. Jeżeli ktoś ma ochotę na ten zestaw, może śmiało wyszywać dwoma nitkami, nici na pewno starczy, ja obawiałam się że nie i do końca nie jestem zadowolona z efektu gdzie przebija kanwa. Ogólnie jednak obrazek jest piękny i chcę go nietypowo oprawić, poszukuję więc odpowiedniej wielkości deski.
Ostateczna odsłona będzie gdy obraz zostanie oprawiony.

sobota, 21 sierpnia 2010

Herbatnica Duśki


Pierwsza z prac ukończona po Sabaciku to herbatnica dla mojej córci Klaudyny. Długo szukałam motywu, ona lubi klimaty wschodu, mangę, i pomarańcz, gdy zobaczyłam ten obrazek od razu przeznaczyłam go na herbatnicę. Klaudyna nie pije kawy, lubuje się natomiast w różnego rodzaju herbatach w tym zielonych , liściowych, wiem że to zdrowe ale ja jakoś za nimi nie przepadam, więc koniecznie herbatnicę i to dużą musi mieć. Jechałam na Sabacik z gotowym pomysłem i koniecznie chciałam wrócić z gotowym dziełem.


Herbatnica ta jest po wielkich przejściach , coś jakoś nie chciała się zrobić. Dwa razy obrazek przyklejałam i dwukrotnie oderwałam prawie w całości, klej nie chciał trzymać, nie wiem czy w te upały za szybko wysychał czy jaki czort, ale się nie chciało przyklejać. Za każdym razem szlifowałam bo drewna, klej się trzymał drewna, tylko obrazka nie. Krewka mnie nagła zalała, po raz trzeci obrazek przykleiła mi Eka . Pobejcowałam boki , cieniując dąb z pomarańczą, polakierowałam Fluggerem 20 czyli matem i cały wieczór bawiłam się w domalowanie obrazka, boki są domalowane bo obrazek gabarytowo nie pasował na całość, ale ja akurat z takiego powodu nie narzekam bo lubię domalunki, lubię bawić się farbami. Mat mnie nie zadawalał bo jakoś nijak wyglądał na obrazie, wzięłam więc Flugger 50 i pomalowałam. Znowu mi się nie podobało , postanowiłam pomalować Fluggerem 70, czyli na błysk aby wydobyć kolory. Jasna cholibka , zważył się jak nic , popękał jak crackle jednoskładnikowy, efekt niezamierzony. Pytanie czy to aby ta pogoda, gorąco i wilgotno, czy zareagowały ze sobą lakiery? Trzeba by było sprawdzić na spokojnie. 


Moje nerwy nie wytrzymały, takiej wpadki to ja nigdy nie miałam, papiery kleję na ten klej od lat, lakieruję od lat, myślałam że pi.............w trawę i będzie koniec. Ewa się ulitowała i zaczęła kłaść Fluggera po swojemu, czyli grubą warstwę , potrząsając pudełkiem jak sitem aby wyrównać powierzchnię. Jej to wychodzi wyśmienicie , ja lakiery kładę cienkimi warstwami. Rano okazało się że znowu dziad się zważył. Nie poddałyśmy się i szlifowanko i lakier ,szlifowanko i lakier. 


W domu dolakierowałam wierzch i boki, dodałam literki z masy pękającej Maimeri, literki pomalowałam starym złotem i herbatnica pojedzie jutro do Krakowa wraz z moim dziecięciem , mam nadzieję że szczerze szczęśliwym z powodu posiadania pięknej herbatnicy wykonanej przez jej macierz a nie z tytułu wyjazdu z domowych pieleszy.

piątek, 20 sierpnia 2010

" La Clef" - Klucz do fantazji


Powracam powoli do świata realnego, mojej pracy, więc potrzebuję ucieczki aby nie zwariować. Tym razem to świat fantazji, świat krasnali , elfów i wróżek. Rozpoczęłam nowy haft który czekał w kolejce, przygotowany na czas powakacyjny. 
Wzór z serii tzw. Nimue pod nazwą "La Clef" w tłumaczeniu z francuskiego to "Klucz", sama jeszcze nie wiem do czego ten klucz służy , jakie drzwi zostaną nim otwarte.
Wyszywam na Luganie nr 25, koloru miodowego, jedną nitką z muliny DMC, wychodzi bardzo drobniutki wzór ale z tego akurat się cieszę bo lubię plastyczne obrazki. Jeszcze jeden elf z tej serii czeka w kolejce, już przygotowany zestaw do wyszycia.
Zawsze zastanawiałam się co znaczy nazwa Nimue, poszperałam i co odnalazłam? mam nadzieję że o to chodzi ( a może ze względu na pisownię co innego) . Jeżeli lubicie legendy to proszę , oto jedna z wersji historii Pani Jezior.

Nimue - Pani Jezior i Merlin

Wcześniejsze wersje legendy zakładają, że Nimue była uczennicą, a z czasem kochanką Merlina. Było to czyste i prawdziwe uczucie jakim do siebie zapałali. Dziewczyna była bardzo pilną i zdolną uczennicą, a jej umiejętności szybko prześcignęły mistrza. Marzeniem Nimue było  zachowanie ich wspólnego szczęścia dla nich już na zawsze. To dla tego zamknęła/ uwięziła Merlina w wierzy ze szkła, gdzie odtąd żyć mieli razem.

Zaprzeczeniem czystych intencji Nimue są późniejsze wersje tego mitu. Wg. nich czarodziejka nie kochała swego mentora, lecz udając uczucie i wykorzystując jego słabość do niej starała się nauczyć od niego jak najwięcej magicznych technik. Gdy osiągnęła szczyt swoich możliwości zamknęła swego nauczyciela w szklanej wieży by nigdy nie wyszkolił tak dobrego ucznia, bądź nigdy nie stanął jej na drodze w osiągnięciu zamierzonych celów. W innych wersjach była to jaskinia, bądź drzewo z których po dziś dzień można ponoć usłyszeć zawodzący głos zdradzonego czarodzieja. Merlin ponoć przewidział swój smutny upadek i zdradę ze strony ukochanej, ale był tak bardzo w niej zakochany, że uległ jej zaklęciu.
W tej wersji mitu/ legendy kryje się przesłanie mówiące o tym, że: urok kobiety może omamić nawet najpotężniejszego i najmądrzejszego człowieka czyniąc go bezradnym. Miało to pokrycie z późno celtyckimi mitami, oraz legendami arturiańskimi, w których to kryło się przekonanie, że kobiety są ważnymi instrumentami (przyczynami) w upadku nawet największych ludzi i królestw. 

Informację zaczerpnęłam w sieci.


A kto wymyśla i przelewa ołówkiem na papier te dziwne stworki ze świata równolegle istniejącego z naszym ? To ilustrator Jan-Baptiste Monge, uwielbiam jego rysunki, mam już pokaźny zbiorek na płytce.
Wzory do haftu projektowane są wg. jego rysunków , te dziewczątka które haftują na pewno znają wzorki , a ja wrzucę próbkę może mniej znanych obrazków.


Mam nadzieję że spodobała się wam podróż do świata bajek. Pozdrawiam cieplutko.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Sabacik - 5 zlot czarownic

Zdjęcie z moją osobą.

Tak jak obiecałam dzisiaj mała relacja z Sabaciku, to już piąty zlot, mój trzeci. Cieszę się że odważyłam się pojechać tam za pierwszym razem, spotkało mnie magiczne miejsce i miałam możliwość spotkać się z moimi wirtualnymi koleżankami w realu .  To przemiłe, pełne ciepła i serca na dłoni dziewczyny . A do tego bardzo kreatywne.

zdjęcie gdzie ja jestem fotografem
(nie miałyśmy osoby postronnej aby wszystkim na raz zrobić zdjęcie)

Na zdjęciu Ewa, Maja, Eka, Gocha, Lipa (Amazonka), Mała Ania z Kubusiem wyjechała wcześniej dla tego jej tu nie ma, nie ma też Basi córeczki Mai, która wczesnym rankiem ucinała drzemkę. Miało być nas więcej ale ze względów zdrowotnych, zawodowych lub takich o których wolę nie wnikać nie dotarły na Sabacik nasze siostry czarownice. Ustawiłyśmy nasze prace, jedne ukończone prawie, inne zaczęte a jeszcze inne wymagające dopieszczenia, są tu prace Basi która była równoprawnym członkiem Sabatu i pracowała jak mrówka. Przepraszam za kolory ale wczesnym rankiem światło pozwoliło nam na takie zdjęcia, po czym miałyśmy się rozjeżdżać w swoje strony.


Czym dla mnie jest Sabacik ?  To miejsce gdzie raz w roku mogę spotkać osoby " nadające na tej samej fali", gdzie wymieniamy się doświadczeniem, zdradzamy swoje tajemnice dekupażowe, gdzie eksperymentuję na nowych preparatach, których nie posiadam, uczę się nowych rzeczy lub nie, nie ma przymusu do czegokolwiek. To nie są typowe warsztaty decu, to jest przyjemność przebywania razem i jednocześnie dekorowanie przedmiotów, to luz, zrzucenie gniotów całorocznych, które nas uwierają czasami bardzo dotkliwie, to zapominanie, że czas i godziny płynące istnieją, to zapominanie o reszcie świata, która w tym czasie mozolnie egzystuje. Czas gdzie przypominam sobie że istnieje śmiech do łez, gdzie zamieniam się w szaloną nastolatkę, gdzie chcę zapomnieć o złośliwościach, zawistnych ludziach itp. Mam wrażenie że w 100% w tym roku to się zrealizowało. 


Pracujemy nad pomysłami a gdy lakier schnie można pohaftować, pomachać szydełkiem, posprzątać,umyć gary, przygotować posiłek, poplotkować itp.


Najmłodsza czarownica Basia czaruje szydełkowe kolczyki.


Najmłodszy artysta, Kubuś układa swoje prace, to już weteran , bo po raz trzeci na Sabaciku, ciekawe jakim czarodziejem zostanie.

 
Mały odpoczynek z kawą w ręku, Eka i Mała Ania a powyżej stoi Jaga która nas odwiedziła i pierwszy raz nie uczestniczyła w Sabacie.



Podsumowując; spotkało mnie coś wyjątkowego, chciałabym aby takie spotkania trwały , abym mogła w nich uczestniczyć , choć wiem że życie płata różne figle i czasem jest to niemożliwe. Ale jak Tylko Ewa pośle wici a moja miotła będzie sprawna , lecę włączając wszystkie silniki.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko, dziękuję za odwiedziny w czasie moich wojaży, powoli wracam do rzeczywistości i świata blogowego. Miłego dnia.