czwartek, 28 lutego 2013

Zapanować nad chaosem



Jeżeli ktoś otwiera mojego bloga z nadzieja że zobaczy nowe prace to niestety rozczaruje się na pewno. Jestem w tak zwanym amoku ale nie robótkowym , raczej to porządkowanie mojego życia, szukania jego sensu na następne miesiące. Przyszedł  taki moment że zatrzymałam się i zastanowiłam , zadałam sobie pytanie czemu wciąż wpadam w chaos, nie mogę się nad niczym skupić , nie mogę dokończyć rzeczy które są pozaczynane i czekają tylko na końcową kropkę. Roztargnienie sięga zenitu, trudno mi ogarnąć moją codzienność. 
Duży wpływ na ten stan ma nieuregulowana i niepewna przyszłość dzieci, dorosłe one ale i tak się martwię. W polskiej rzeczywistości biją głową o mur, nie mogą znaleźć pracy po ukończeniu studiów i dopóki tak będzie ja nie zaznam spokoju. Ale to nie wszystko , doszłam do wniosku że muszę uporządkować swoje bliskie otoczenie czyli chałupkę  aby spokój na mnie spłynął.
Na małym metrażu zgromadziłam tak wiele rzeczy że przestały się mieścić i wprowadzają złą energię i chaos. Zamiast wyżywać się na jajkach ja sprzątam w szafach, rozstaję się z niektórymi rzeczami , wyrzucam, oddaje w dobre ręce, myślę co zmienić w swoim otoczeniu. Już jestem o krok, może dwa do przodu. Zaczyna mi się wszystko składać w całość.
 Nabrałam ochotę na nowe techniki i zbieram potrzebne do tego materiały, niestety znowu chomikuję. Jednych rzeczy się pozbywam inne nabywam, ale staram się teraz dobrze przemyśleć swoje zakupy. Mam nadzieję że jak to wszystko uporządkuję zabiorę się z zapałem do nowych prac a stare pokończę. 
        Będąc w amoku porządkowym natrafiłam na post Eli na jej blogu na temat "chomikozy" , pomyślałam sobie ; tak to ja, wystarczy popatrzeć na zdjęcia, to tylko ostatnie nabyte przydasie które są niezbędne , nie mówiąc już o wzorach na moim komputerze zbierane pieczołowicie od lat tak jakbym miała mieć siedem żyć kota przed sobą.
 Jak jesteście ciekawe i chcecie sobie postawić  diagnozę przeczytajcie tekst jaki umieściła Ela. Jestem ciekawa  na jakim etapie jesteście bo ja diagnozę chomikozy postawiłam sobie już bardzo dawno temu i niestety stwierdzam i potwierdzam że jest to choroba nieuleczalna a z biegiem upływających lat i zniknięcia dzieci które notorycznie walczyły o pierwszeństwo z chomikozą ,choroba ta zaatakowała już wszystkie komórki mojego ciała i mózgu. 
A tutaj cytat z tekstu; 
 "Chomik – twórcza osobowość, której pasją stało się robótkowanie. Temu zajęciu poświęca cały czas wolny i większą część oszczędności. 
Chomik, to nie tylko miękkie futerko i duże szczęki, ale także 30-40 GB ściągniętych schematów i połowa lub cała szafa drutów, nici i nieskończonych robótek. " 



 W tym samym czasie przeczytałam tekst u Alicji o domu, o pozytywnej i negatywnej energii jakie wytwarzają przedmioty którymi się otaczamy, o jej wpływie na nasze samopoczucie . Dziwne ale tekst ukazał się w momencie gdy sama doszłam do podobnych wniosków i wdrażałam je w życie. Tekst utwierdził mnie że to co robię obecnie ma chyba sens.
Polecam przeczytać przy porannej kawce a na pewno chęć działania przyjdzie do was natychmiast. 
A tu mały cytat z blogu Alicji; 
 ...........Dla tych, którzy chcieliby już choćby dwa słowa z książki przytaczam....
Mogą być kategorie bałaganu??? Wg Karen to: 

1) przedmioty nieużywane i nielubiane 
2) przedmioty zaniedbane i nieuporządkowane 
3) nadmiar rzeczy w zbyt małym pomieszczeniu 
 4) wszystko co niedokończone..........

 "Rzeczy ukochane, używane i lubiane są otoczone mocną wibrującą radosna energią i pozwalają energii otoczenia przepływać przez siebie i wokół siebie. Jeśli masz jasny cel w życiu i otaczasz się rzeczami, które mają tę wspaniałą, swobodną energię, twoje życie będzie szczęśliwe, radosne, wolne. Z drgugiej strony, wszystko to co zaniedbane, zapomniane, niechciane, nielubiane i nieużywane spowalnia przepływ energii w pomieszczeniu i powoduje jej zastoje: czujesz wtedy, że twoje życie stanęło w miejscu. Ze wszystkim co posiadasz łączą cię cieniutkie pasma energii."(Karen Kingston)

sobota, 23 lutego 2013

Kolor amarantu


Wyczekuję wiosny z utęsknieniem, brak słońca bardzo mi doskwiera, dokoła szaro i ponuro. I może dlatego zatęskniłam za kolorem, który w moim życiu pełni rolę energetyzatora. Otworzyłam w kuchni farbiarnię i eksperymentuję. Porządki wiosenne przyczyniły się do tego pomysłu; odnalazłam białe adamaszkowe obrusy które od dawna leżały nie używane z powodu plam nie do usunięcia. Szkoda mi było ich wyrzucać, dostałam je w prezencie od mamy gdy wychodziłam za mąż. Postanowiłam je uratować. Kupiłam farbkę do tkanin koloru fioletowego, włożyłam obrus i farbowałam. Nie wiem jak to się stało ale zamiast fioletu uzyskałam kolor amarantowy, niezamierzony . Po uprasowaniu i położeniu na stole obrusa stwierdziłam że choć nie zamierzony kolor to i tak mi się podoba efekt końcowy, kwiaty z adamaszku są bardziej widoczne na amarancie niż na bieli, a sam obrus wysyła strasznie dużo energii. Do tego spasowały kolory hiacyntów które zakwitły w wazie. Wiem że nie wszyscy lubią ten kolor, może i ja sama go jakoś nie preferuję, ale jednak w tę szarówkę za oknem cieszy mnie jego obecność. 


Kolor amarantowy łatwo komponuje się z innymi kolorami , zwłaszcza z fioletami i zielenią, które są obecne w moim domu, oraz z szarością i czernią. I tak stworzyłam kilka miszmaszy z tym kolorem. 

 Amarant to kolor Amarantusa (szarłatu) zwanym złotem Inków, to kolor pelargonii, pięknych tkanin i dodatków. 


 Amarant to kolor goździków w bukiecie ślubnym mojej synowej i jej dekoracji wystroju wnętrza weselnego ,skomponowany z soczystą zielenią, bardzo energetyczny zestaw, to też kolor korali ( zdjęcie korali znalezione w sieci).


Amarant to bardzo odważny kolor we wnętrzach ludzi kochających energię i kolor tak jak ja. 


Idę więc do mojej farbiarni eksperymentować dalej z fioletem i pistacją, zobaczę co z tego wyniknie. 

Chciałabym podziękować za liczne komentarze pod poprzednim postem, cieszę się że pomysł z pawimi kopytami przypadł wam do gustu.
 Dziękuję za liczne wyróżnienia jakimi mnie obdarowujecie, to bardzo miłe uczucie gdy się jest zauważonym, jednak będę wierna swojej zasadzie i nie podam dalej.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Pawie kopyta


Kilka lat temu kiedy wyszywałam swojego Pana Pawia i otrzymałam stare kopyta dziadka Antoniego , wiedziałam że kopyta będą współgrać z pawiem. Zaczęłam zbierać motywy pawi na papierach i serwetkach ale mój pomysł i to co zebrałam ciągle się nie zgadzały ze sobą. Stwierdziłam że nigdy nikt nie zaprojektuje takiego motywu jaki ja potrzebuję. Zdecydowałam się zmodyfikować projekt i dopasować do niego to co już miałam w zasięgu ręki, padło na serwetkę z pawim piórem na białym tle. Moja wymyślona kompozycja została odsunięta na kiedyś a teraz powstały kopyta w nowej aranżacji. 


Po przyklejeniu serwetki stwierdziłam że to niestety nie to , całość przypominała trampki ze wzorem pawiego pióra. Nawet śmiałam się że wylansowałabym nowy model trampek dla młodzieży, myślę że miałyby powodzenie. Nie poddałam się jednak i serwetkę nieco podrasowałam kolorami. Rozmytą w wodzie farbką zamalowałam białe tła, pojawił się seledyn i turkus.
To zupełnie odmieniło kopyta, mogłam lakierować, oczywiście na błysk. 


Długo zastanawiałam się jak wykończyć brzeg turkusowej łezki, pomyślałam o seledynowym sznureczku. A że nie był osiągalny w sklepach w moim mieście , uplotłam sobie sama z muliny. 


Dodałam wisienkę na tort w postaci chwostów z cieniowanej muliny w kolorach kopytek i biżuterii. I oto mam nowe kopyta. Oczywiście podeszwy pozostały nie zmienione , tylko polakierowane, eksponują ślady wbijanych gwoździ. 


Pan Paw i pawie kopyta dziadka Antoniego

  

Przepraszam za tak wielką ilość zdjęć ale nie mogłam się zdecydować które umieścić.

sobota, 16 lutego 2013

Niespodzianki


 W ostatnim czasie otrzymałam dwie niespodzianki, o których muszę napisać.
Pierwsza z nich to książka pt."Kariatyda i malutek" Katarzyny Dziury. Otrzymałam ją od niej samej z dedykacją za pewną mała przysługę, nie spodziewając się takiej nagrody. Tak, właśnie - nagrody, bo cudownie jest otrzymać coś bardzo wartościowego właściwie za nic. Książka ta dostarczyła mi wielu wzruszeń, spłakałam się nie raz, zmusiła mnie ona do refleksji, spojrzenia na Służbę Zdrowia z perspektywy matki walczącej o swoje chore dziecko. Proza mądra, poruszająca, pełna miłości, strachu i nadziei, czyta się ją z zapartym tchem. Polecam z czystym sumieniem i nie dziwię się że została uznana jako debiut roku 2009.
Kasiu jeszcze raz ślicznie  dziękuję za ten bardzo wartościowy prezent, mam nadzieję że będziesz pisać dalej, chciałabym bardzo.


Druga niespodzianka zupełnie mnie zaskoczyła, otrzymałam paczuszkę od Moniki która nie posiada swojego bloga ale często wpadała w moje progi blogowe. Myślałam że to pomyłka i już miałam wszczynać larum na blogu myśląc że pomyliła adresy i ktoś gdzieś czeka na paczuszkę . Ale nie, to ja naprawdę byłam adresatką. Jakże się z tego faktu cieszę , otrzymałam bowiem piękny frywolitkowy różaniec. Moniko nie wiem jak mam dziękować za odruch twojego serca, więc przesyłam uściski i jeszcze raz dziękuję.

wtorek, 12 lutego 2013

Pojemnik w pachnące groszki


Masz takie oczy zielone 
Zielone jak letni wiatr 
Zaczarowanych lasów
 I zaczarowanych malw 
Dla ciebie mały ogrodnik 
Zasadził groszków tysiąc
 W kapocie stracha na wróble
 Pragnął ci miłość przysiąc
 Więc z koszem groszków mały strach 
Pierwszy raz spojrzał ci w oczy
 O tysiąc więcej znalazł barw 
Niż wyśnił sobie w nocy
 I odtąd pod oknem twoim
 Zaczarowany kamienny 
Z bukietem groszków stoi 
Strach romantyczny wierny

 tak śpiewała Ewa Demarczyk 


A tak ja uwieczniłam pachnący groszek. Zawsze uwielbiałam te drobne kolorowe kwiaty które pięły się na płocie w ogrodzie , delikatne łodyżki i niesamowita paleta barw. Uwielbienie było tak silne że jeden z dwóch moich bukietów ślubnych był właśnie z pachnącego groszku. Teraz groszek zakwitł  na pojemniku w którym trzymam napoje w kuchni i cieszy oczy swoją delikatnością.


Groszku pachnącego przyniosłeś mi w dłoni 
dałeś groszek, dłoni nie chciałeś już dać. 
Stoi tu na biurku i milczy jak płomień. 
Zmusza do milczenia tak jak ty, twój kwiat. 
Niebieskie płomienie o zimnym kolorze 
spalają najprędzej niech spalą na proch.
 A ze mną myśl gorzką żem dłużna ci może
 Choć dałeś kwiat groszku a ja ci łez groch. 

Takam mała a łzy takie ogromne, 
Takie ciężkie, że aż głowa się chyli, 
Opadają te łzy moje w dół pionem, 
Tak najprościej ku głębokim dnom chwili.
 Takam mała a łzy takie ogromne, 
Takam mała a łzy takie ogromne,
 Takam mała a łzy takie ogromne,
 Takam mała a łzy takie ogromne, 
Stoisz mi w oczach jak łzy. 

 Niebieskie płomienie o zimnym kolorze
 Spalają najprędzej, niech spalą na proch. 
A ze mną myśl gorzką żem dłużna ci może
 Choć dałeś kwiat groszku a ja ci łez groch. 

 tak śpiewała Magda Umer

poniedziałek, 4 lutego 2013

Kopyta dziadka Antoniego


Dziadek Antoni w opowiadaniach rodziny, jak na czasy w których żył był człowiekiem renesansu, w moim pojęciu to człowiek który zajmuje się wieloma dziedzinami, miał wiele umiejętności i wyprzedzał innych w swoim środowisku.Był szewcem, był sołtysem, zajmował się gospodarstwem, miał pierwsze radio we wsi itp.
Na naszą prośbę mój teść wybrał się do swojej rodziny na poszukiwanie jakiejkolwiek pamiątki po swoim ojcu. I przywiózł nam kopyta, strasznie zniszczone ,ale ze śladami gwoździ które wbijał Antoni, a to już wartość sentymentalna dla mojego Miśka. Przeleżały one kilka lat w koszu z innymi zdobycznymi kopytami. Postanowiliśmy je uratować. Gdyby nie były tak bardzo zniszczone pozostawiłabym je takimi jakimi były , ale tak trzeba było uzupełnić szpachlówką ubytki. Zdecydowałam je ozdobić, pozostawię tylko spody ze śladami wbijanych gwoździ. 


Kopyta Dziadka Antoniego