piątek, 26 września 2014

Poduszka dla dzieci


 Jeszcze jeden zaległy wpis mi został, to poduszka uszyta dla moich dzieci. O hafcie pisałam tutaj, i tak jak mówiłam interpretacja obrazka może być dowolna, u mnie to Maciek i Kinia, trzymający się za ręce ,idący przez siebie w świat razem.


 Znalazłam do tego haftu idealny materiał i uszyłam poduszkę.Wierzch poduszki pikowany.Jak widać ostatnio poduszki stały się moją obsesją, ale może i dobrze , dają one wiele możliwości realizowania się i dodają ciepła wszystkim wnętrzom, jednocześnie mogą o czymś opowiadać. 



Bukiecik z goździków zrobiony przez moją córcię.
Goździki wbite w gąbkę florystyczną, bukiecik bardzo długo zachował świeżość.

wtorek, 23 września 2014

Na połoniny, na zielone

Jagodowiska w czerwieni
Och! znowu mam zaległości w pisaniu, a przecież na ścieżce wakacyjnej nie może zabraknąć moich kochanych Bieszczad. Byłam, a jakże, tym razem zakotwiczyłam w Ustrzykach Górnych, w samej osadzie nie ma nic specjalnego , ale za to jest to dobre miejsce jako punkt wypadowy na szlaki wiodące w różnym kierunku. Z Ustrzyk Górnych w sezonie kursują busiki i można dostać się dalej , więc punkt noclegowy jak najbardziej do polecenia.
Tak też zrobiliśmy, busem dojechaliśmy do Berehów Górnych (Brzegi Górne), ja tę pierwszą nazwę wolę i skierowaliśmy swoje kroki na Połoninę Caryńską.
Berehy Górne (Brzegi Górne) to położona pomiędzy połoninami Caryńską i Wetlińską, nieistniejąca dziś wieś. Jest tu w zasadzie jedno "gospodarstwo", pole namiotowe, a w sezonie turystycznym działa punkt kasowy BdPN. Wieś lokowana była w dobrach sobieńskich Kmitów, pierwsza wzmianka o niej pochodzi z roku 1580. W 1589 podzielono ją między Fredrów i Tarnawskich, potem trafia w ręce Stadnickich i Ossolińskich, Mniszchów a po nich wielu innych. Od 1921 w rękach Władysława Serwatowskiego.Przed II wojną Berehy liczyły 121 domów, rozciągały się od przełęczy Wyżniańskiej do Wyżnej. W roku 1946 wysiedlono do ZSRR wszystkich mieszkańców, zajmujących wówczas 128 gospodarstw ,a zabudowania wsi zniszczono.O istnieniu wsi i jej mieszkańcach wskazuje tylko mały cmentarzyk, z miejscem po cerkwi usytuowany na wzgórku, przy czerwonym szlaku wiodącym na Połoninę Caryńską.Najbardziej charakterystyczne dla tego cmentarza nagrobki są autorstwa Hrycia Buchwaka - miejscowego kamieniarza ,a zdobią je geometryczne ornamenty. Wykonał on również nagrobek dla siebie.Dzięki dobrym ludziom cmentarzyk odkrzaczono i ogrodzono, można więc pospacerować pomiędzy nagrobkami i uświadomić sobie tragiczna historię tych ziem.
 Następnie wkraczamy do bukowego lasu, pięknego, zdziczałego, z szumiącym potokiem. 

Bukowy las

 Oddychamy pełną piersią, cudowne powietrze, zieleń drzew i szum potoku uspakaja pomimo, że ciągle pniemy się pod górę. Na szczęście po 45 min ukazuje się drewniana wiata i stoliki, możemy przysiąść i napić się kawy z termosu. Nie śpieszy nam się nigdzie, jest przyjemnie.Od Brzegów górnych na Połoninę Caryńską wychodzi się około 1h,15min 

W dali Połonina Wetlińska

 Wychodzimy z lasu , oglądamy się za siebie i widzimy w oddali Połoninę Wetlińską, przed nami jeszcze kawałek połoniną wiedzie ścieżka wśród traw i jagodowisk . 

Połonina Caryńska

 W oddali widać grzbiet Połoniny Caryńskiej, zaczyna mocno wiać wiatr, ubieramy polary i idziemy dalej, rozglądając się dokoła, bo widoki choć zamglone ,jak to bywa w babie lato ,to zapierają dech w piersi. Wiatr we włosach i cudne widoki nakręcają akumulatory człowieka. 


Dochodzimy do Połoniny Caryńskiej, której grzbiet rozciąga się na długości przeszło czterech kilometrów i składa się z czterech wierzchołków, z których trzy znajdują się na trasie szlaków turystycznych. 


 Dookoła piękne widoki, Na szczycie doskonała panorama na całe Zachodnie Bieszczady oraz Góry Sanocko-Turczańskie. Widać stąd doskonale m.in. Połoninę Wetlińską, Dwernik-Kamień, dolinę Caryńskiego, Przysłup Caryński (schronisko), pasmo Otrytu, Połoninę Dźwiniacką, gniazdo Tarnicy, Rawki oraz góry po stronie ukraińskiej i słowackiej. 


 Trawy i jagodowiska zaczynają grać barwami jesieni, ale jeszcze dojdą fiolety , rudości i czerwienie. Połonina Caryńska zdobyta ( 1234m npm. )


Mamy czas, chowamy się za skały od wiatru, konsumujemy śniadanie i delektujemy się widokami. Misiek sięga do plecaka i wyciąga małą butelkę szampana, wypijamy z "gwinta" . Dziwić się nie należy, my nie trunkowi, ale okazja jest . To dzień moich urodzin , ale nie tylko, cieszymy się, że możemy jeszcze chodzić po górach. Może to są już te mniejsze górki, ale zawsze są. Pijemy za życie. 



 Naprzeciw rozciągają się widoki na Małą i Dużą Rawkę , tam mamy zamiar iść następnego dnia. 

Przełęcz Wyżniańska, Mała i Duża Rawka

 Niebieskie łany goryczki trojeściowej. 


 I schodzimy w dół do Ustrzyk Górnych, po drodze opalając się na trawach połonin. Całość trasy wynosi 4 godziny , więc nie dużo, a warto, dodając czas na postoje, spokojnie możemy odpoczywać, troszkę się zmęczyć i napawać się pięknymi widokami. 

W stronę Ustrzyk Górnych

 Drugi dzień nas nie rozpieścił, mgła spowiła Bieszczady, ale my idziemy na Małą i Wielką Rawkę. W zamiarach mieliśmy jeszcze zahaczyć o Krzemieniec inaczej Kremenaros gdzie stykają się granice trzech państw, Polski, Słowacji i Ukrainy, ale niestety to musimy przenieść na inny czas. Na szczytach obu Rawek mgła, siekający deszcz i silny wiatr, jak widać musiałam trzymać się słupa aby nie polecieć z wiatrem. Można powiedzieć; Rawki zdobyte, ale zdjęć brak, trasa do poprawki.


Duża Rawka we mgle

Najprościej (najszybciej) na Rawki dostać się można z Przełęczy Wyżniańskiej, jednak jest to tylko jedna z czterech możliwości wyjścia na ten szczyt.My wybraliśmy najszybszą trasę, z Ustrzyk Górnych busem dostaliśmy się na Przełęcz Wyżniańską , wyszliśmy na szlak zielony prowadzący na Małą Rawkę , potem szlakiem żółtym na Dużą Rawkę i szlakiem niebieskim zeszliśmy do Ustrzyk Górnych, nie polecam odwrotności . Zmokliśmy dopiero na samym dole, gdy dochodziliśmy już na nocleg. Opłaca się wychodzić na szlak z samego rana. Mam nadzieję, że trasę tę powtórzę , wtedy dokładniej ją opiszę, we mgle niewiele widać. 
Za to tekst piosenki " Na połoniny" bardzo pasuje do tego mglistego dnia.


Na połoniny, na zielone,
spowite w ranny welon mgły,
na trawy wiatrem roztańczone
idziemy razem ja i ty.

Bo my jesteśmy jak te ptaki,
które wracają do swych gniazd.
Czekają nas bieszczadzkie szlaki,
słońce i błoto, deszcz i wiatr.
Bo my wracamy jak te ptaki
do lasu, słońca i do gwiazd.
Wracamy na bieszczadzkie szlaki,
do naszych stanic, naszych gniazd.

Do tych połonin, do niebieskich,
do pereł rosy w brzasku dnia,
do kwiatów tęczy, szeptu liści
tęsknimy razem ty i ja.
Wołosatki
Wyłaniająca się z mgły

W Ustrzykach Górnych kotwiczyliśmy w Zajeździe pod Caryńską. Misiek stwierdził ;" a kiedy będzie nas stać jak nie teraz", i miał rację , może noclegi nie za tanie , ale jedzenie dobre. Sala jadalna wykonana została w stylu bojkowskim i już po wejściu czuć klimat historii przekazanej ze smakiem. Na ścianach znajdują się rysunki wykonane przez artystów, którzy wspaniale odwzorowali sztukę dekoracji z okresu przebywania tu ludności bojkowskiej. Oprócz dekoracji można podziwiać komody, stoły, piec czy szafy, których pierwowzory znajdują się w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.Panuje fajna atmosfera i miła obsługa, ja polecam, choć czytałam różne opinie.

Na przypiecku

 W drodze powrotnej wstąpiliśmy na Solinę, widok z zapory na jezioro solińskie. 


A jak ktoś ciekawy moich wędrówek po Biesach i Czadach to może zaglądnąć tutaj i tutaj i jeszcze tutaj
Zapomniałam wczoraj dodać moją ulubioną piosenkę, śpieszę to uczynić, ta, dam................
Zespół KSU "Za mgłą"

 

niedziela, 14 września 2014

Poduszka i Kłapouchy


Czasami dobre słowa, choć bardzo dobre są,
do łez są tak podobne, jak gdyby były łzą.
cytat z Kubusia Puchatka
    Szycie chwilami sprawia mi dużo przyjemności, a jeszcze więcej zbieranie szmatek, kuponów , koronek i planowanie co z nich powstanie. Oczywiście w praktyce wygląda to zupełnie inaczej, plany uciekają z głowy, zawsze jest co innego do roboty, a kupony materiałów mnożą się i pęcznieją jak ciasto drożdżowe, wyciekając z każdego kąta szaf.W takim układzie , jak tylko wena złapie ,biorę się do szycia. Tak to powstała podusia z Kłapouchym, hafcik też odkurzony , leżał biedaczek kilka lat w szufladzie.
   Jeżeli chodzi o bohaterów "Kubusia Puchatka" to zakochałam się w nich od początku, a to dzięki dzieciom. Książkę czytałam im jak byli mali , ale czytałam ją trochę bezmyślnie, raczej jako lekturę, którą czytają dorośli , aby uśpić swoje pociechy i mieć trochę spokoju wieczorem. Dopiero dorosłe już dzieci uświadomiły mi ,że w tej książeczce jest głębsza myśl; barwni bohaterowie, różniący się temperamentem, przemyśleniami itp.niczym my , ludziska. A jakie ciekawe cytaty można tam znaleźć, czasami bardzo mądre w swojej prostocie, czasami bardzo zabawne.
   Podusia uszyta dla Klaudyny,coś z Kłapouchego ona ma, na pewno spokój i to, że jest uparta jak osiołek. Właśnie wylądowała w Pekinie, uparła się i realizuje swoje marzenia zwiedzając Chiny, a ja mam czym się martwić. Maciek to bardziej Tygrysek albo Miś, a Kinia to Maleństwo albo Prosiaczek. Ciekawa jestem czy zastanawiałyście się czasem co autor miał na myśli tworząc bohaterów "Kubusia Puchatka"?A może w waszej rodzinie podobieństwa do tych bohaterów istnieją?


"Poczciwy, bury osioł Kłapouchy stał sobie samotnie w zaroślach ostu na skraju Lasu, z łbem zwieszonym ku ziemi, i rozmyślał o sprawach tego świata. Od czasu do czasu smętnie zapytywał samego siebie: "Dlaczego" - to znowu: "Na co i po co?, a czasem znów myślał: "O tyle, o ile", a niekiedy sam nie wiedział, o czym właściwie rozmyślał." cytat


" -Myślę... - zaczął Prosiaczek nerwowo. -Nie myśl - rzekł Kłapouchy. -Myślę, że fiołki są bardzo milutkie - powiedział Prosiaczek. To mówiąc, położył swój mały bukiecik przed Kłapouchym i prędko uciekł. "cytat


 "Kłapouchy, poczciwy, bury osioł, stał nad brzegiem strumienia i patrzył na swoje odbicie w wodzie. - Imponujące - mówił. - To jest właśnie to słowo. Imponujące. Obrócił się i powoli poszedł w dół strumienia. Potem z pluskiem przebrnął w bród wodę i zaczął iść z powrotem drugim brzegiem strumienia. I znowu spojrzał na swoje odbicie w wodzie. - Tak jak przewidywałem - powiedział. - Wcale nie lepsze z tej strony. Ale mniejsza o to. Co komu do tego. Imponujące, i basta. "


Najpiękniejsze cytaty z Kubusia Puchatka

„Prosiaczek wspiął się na paluszkach i szepnął: -Tygrysku? -Co Prosiaczku? -Nic – odparł Prosiaczek biorąc Tygryska za rękę – Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.” 

 ”Jeśli będzie Ci dane
żyć sto lat,
to ja chciałbym żyć
sto lat minus jeden dzień,
abym nie musiał żyć ani jednego
dnia bez Ciebie.”

 „Jeśli spadniesz na kogoś, nie wystarczy powiedzieć, ze nie chciałeś. W końcu ten ktoś tez wcale nie chciał, żebyś na niego spadał.”

 "Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego"

 „Nie można tkwić uparcie w swoim kacie lasu, czekając, aż inni do nas przyjdą. Czasem trzeba pójść do nich.”

 „Miałem zamiar zmienić koszulkę, ale zamiast tego zmieniłem zamiar.”

" Wyszło to trochę inaczej, niż myślałem, ale zawsze wyszło."

„Najbardziej się boje stanąć twarzą w twarz z tym, czego najbardziej się boję…”

„Nie Każdy Kto Zgrywa Niewiniątko Jest Takim Niewiniątkiem Jakie Zgrywa…”

"Trochę Względów, trochę Troski o Innych. W tym cała rzecz. Tak przynajmniej mówią."

 "A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś ściskając Misiowi łapkę – Co wtedy?
-Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek – posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha to ten ktoś nigdy nie znika tylko siedzi gdzieś i czeka na Ciebie."


 "Wiesz Misiu- szepnął Prosiaczek drżąc z przejęcia.- Czasem coś tak mnie nadmucha jak balon. Czuję wtedy, ze pęknę! I chciałbym na kogoś nakrzyczeć albo nawet go zabić!
-I co wtedy?
-Wtedy podskakuję parę razy i idę sobie popiszczeć w poduszkę…"

czwartek, 11 września 2014

Moje wakacyjne wędrowanie cz.II - Pieniny

Przełęcz Chwała Bogu (Szopka) - panorama Tatr

Następna opowieść wakacyjna dotyczy wędrówki po Pieninach.
Od wielu lat zamierzałam wejść na Trzy Korony i Sokolicę, ale różnie się składało. Raz wybraliśmy się specjalnie do Krościenka , niestety lał deszcz, więc z dziećmi zamiast wyjść w góry, graliśmy w scrabble, potem wędrowałam po Tatrach słowackich i polskich więc nie było okazji wstąpić w Pieniny. Życie zsyła nam różne niespodzianki i tak mój syn znalazł swoją połówkę w Łącku, a to już tylko rzut beretem i Pieniny w zasięgu ręki. Jednakże podczas odwiedzin w tym cudnym miejscu jakie jest Łącko, nie mieliśmy okazji powędrować dalej. Na szczęście tym razem , dzięki gościnności teściów mego syna udało się spełnić moje marzenie. Skrzyknęliśmy się całą rodziną i powędrowaliśmy w stronę Trzech Koron. Pieniny choć to niewielki teren są cudowne, polecam na krótkie wypady. Trasę wybraliśmy najlepszą z możliwych i jeżeli ktoś będzie chciał zdobyć Trzy Korony i Sokolicę polecam udać się właśnie tak jak my, zaczynając wspinaczkę od Trzech Koron, kierując się następnie na Sokolicę. 

Widok z Trzech Koron na Czerwony Klasztor

Od Krościenka wspinamy się żółtym szlakiem do Przełęczy Szopka albo inaczej Chwała Bogu, skąd roztacza się panorama Tatr. 
 Na Trzy Korony wiedzie niebieski szlak ,stromą drożyną, przed szczytem kupujemy bilet, który ważny jest też na wejście na Sokolicę, jeżeli chcemy wejść na nią tego samego dnia. Ważne jest aby udać się na Trzy Korony rano, bo później, zwłaszcza w miesiącach letnich tworzy się olbrzymia kolejka, wpuszczane są 15 osobowe grupy. Trzy Korony to kulminacja pięciu skalnych turni, na najwyższej z nich, Okrąglicy ( 982 m ) wybudowano mały taras widokowy, na który prowadzą metalowe schodki, można na nich spędzić dużo czasu zanim dopchamy się na taras i zaczniemy podziwiać widoki. My nie staliśmy , rano nie było wielu turystów. Widoki zapierają dech w piersi, nagroda za wspinaczkę.


 Widok na słowacką stronę, widzimy Czerwony Klasztor,  przełom Dunajca, wijący się pośród gór zataczając siedem  pętli.


 Schodzimy z Trzech Koron i jemy drugie śniadanie, trzeba się posilić  ,aby przejść następną dłuższą część na Sokolicę. 
Ruszamy niebieskim szlakiem na Zamkową Górę, na której znajdują się ruiny średniowiecznego pienińskiego zameczku.Wzniesiono go prawdopodobnie za Bolesława Wstydliwego , tutaj ŚW. Kinga ukrywała się wraz z zakonnicami ze Starego Sącza przed najazdem tatarskim. Dalej podążamy niebieskim szlakiem do Bajków Groń , zataczając pętlę , dalej wędrujemy Sokolą Percią , najpiękniejszą ścieżką w Pieninach , wytyczona została przez księdza Walentego Gadowskiego - twórcę tatrzańskiej Orlej Perci. Wdrapujemy się na Czertezik (772 m) i mocno w górę na Sokolicę ( 747 m) malowniczo wychyloną nad Przełom Pieniński. Sosenki rosnące na szczycie są reliktem  ze schyłku epoki lodowcowej, najstarsze mają około 500 lat. Ze szczytu wracamy przez las zielonym szlakiem do Krościenka. Pokonanie tej trasy zajęło nam około pięciu godzin.

Najczęściej fotografowane drzewa
Przełom Pieniński - widok z Sokolicy

 Dowód że tam byłam.
Cieszyłam się tym, że mogłam wędrować z całą rodziną, upłynęło sporo czasu kiedy to z dziećmi włóczyliśmy się po górach. To była największa przyjemność tej wyprawy.
 Dzieci kochane dziękuję za to , że znaleźliście dla nas czas, Haniu dziękuję za gościnę i wspólną wędrówkę. 

poniedziałek, 8 września 2014

Słoneczniki


 Lato latem, przerwa przerwą, ale jednak coś tam skleciłam. Tym razem poduszka w słoneczniki, uszyta w prezencie dla osoby, która lubi właśnie słoneczniki. Dobrze mi się szyło , kawałki słonecznych materiałów i żółta koronka chyba specjalnie czekały na tą poduszkę. Poduszka do kompletu z przepiśnikiem, który podarowałam dużo wcześniej . Przepiśnik tutaj.


Pobawmy się kolorem żółtym.
 Odcienie żółtego, słonecznego, słonecznikowego, cytryny w ubiorach dam . 

niedziela, 7 września 2014

Moje wakacyjne wędrowanie cz. I

Miasteczko galicyjskie
Doczekawszy się urlopu, a właściwie jego dłuższej części, pognałam przed siebie, jak wyrwany z klatki zwierz potrzebowałam powietrza i przestrzeni. Korzystając z uprzejmości mojej swasi skierowałam pierwsze kroki do Łącka, gdzie dołączyć do nas miały dzieci. Ale o tym potem.
Tym czasem , po drodze zawsze mijamy Nowy Sącz, po lewej stronie widzę z okna samochodu wieżę ratusza miasteczka galicyjskiego, które zostało niedawno dołączone do istniejącego Skansenu .Jakoś nigdy nie miałam czasu tam wdepnąć, choć trasę tą przemierzałam dziesiątki razy. 
Niedopuszczalny błąd.................nadrobiliśmy , zwiedziliśmy i skansen, i miasteczko. Nie chciałabym nikogo zanudzać opowieściami, najlepiej zobaczyć wszystko samemu. Ja poczyniłam starania i skomasowałam zdjęcia w postaci kartek, na których są migawki z tego urokliwego  miejsca. A że mnie ciekawią raczej detale , takie też umieściłam poniżej.

Zaczarowany super market sprzed wielu lat, nie można oczu oderwać.
Wieś urocza, wieś spokojna
Okna dworu z tiulową firanką, okna chałupy z papierową koronką, suszą się zioła, pierzyny się wietrzą.
Dzbanek , pod ściereczką może być zsiadłe mleko, piękny kolorowy fajans, szafka z hafcikiem, malowidła na drewnie z kościółka.
Wszechobecne święte obrazy malowane na szkle, litografie itp. udekorowane gałązkami jedliny i kwiatami z bibuły, ach, ileż w tym niepowtarzalnego uroku i ciepła.
Takim to sposobem wracam w to moje stare miejsce blogowe po wakacyjnej przerwie, dziękując za to, że do mnie jeszcze zaglądacie. Pozdrawiam cieplutko. 

Zielona lipka 

- ludowa piosenka, myślę że dobrze pasuje  do klimatu pogranicza i różnych , splatających się ze sobą kultur.


Z tamtej strony jeziora 
Stoi lipka zielona 
A na tej lipce, na tej zieloniutkiej 
Trzej ptaszkowie śpiewają 

Nie byli to ptaszkowie 
Tylko trzej braciszkowie 
Co się spierali  o jedną dziewczynę 
Który z nich ją dostanie 

 Jeden mówi: „Tyś moja”
 Drugi mówi: „Jak Bóg da”
 A trzeci mówi: „Moja najmilejsza,
 Czemuś mi tak smutna?”

 „Jakże nie mam smutna być?
 Za starego każą iść 
Czasu  niewiele Jeszcze dwie niedziele 
mogę miły z Tobą być!”

 Z tamtej strony jeziora 
Stoi lipka zielona 
A na tej lipie, na tej zieloniutkiej 
Trzej ptaszkowie śpiewają