niedziela, 9 września 2018

Altana w moim ogrodzie


Jeszcze lato się nie skończyło, więc będzie co nieco o moim ogrodzie. 

Altana to serce ogrodu , tak jak stół w kuchni jest sercem domu. 
W ubiegłym roku brakowało mi takiego miejsca w ogrodzie, gdzie można sobie grilować, zjeść posiłki bez dodatku igieł z sosny, schować się przed słońcem.
W tym roku wykonaliśmy ogromny wysiłek w znalezieniu ekipy, która szybko i niedrogo postawiłaby nam altanę. Szukaliśmy wszędzie, a znaleźliśmy pod nosem w Obornikach Śl. Jestem bardzo zadowolona z efektu. Altana pasuje do prostej bryły domu, jest naszym schronieniem przed upałami i chyba uratowała nam życie, bez niej nie przetrwalibyśmy tropików. 
Zasłony uszyłam z tkaniny wodoodpornej, znalazłam w hurtowni internetowej po 10 zł za metr , postawiłam na jasno-szary kolor.
Tak wiem, że fruwające tiule są bardzo romantyczne i królują na blogach. Ja może i romantyczna jestem , ale w konkretnych sytuacjach praktyczność i rozsądek bierze górę.

Altanka będzie się zmieniać latami, bo do tych zasłon trzeba dokupić piękne sznury, trzeba ją wyposażyć w piękne meble, poduchy, lampiony i bla, bla...............kiedyś...........,wszystko kosztuje i wymaga czasu.
Tymczasem altana służyła nam całe lato. Ma jeszcze jedną zaletę o której nie wspomniałam. Jest doskonałą suszarnią , jak na zdjęciach widać suszy się lawenda, zioła i szyszki chmielu.
Ogród, altana, suszone zioła, zapach lawendy i ogród to plus mieszkania na wsi, za czym zawsze tęskniłam. Zapominając o bolących plecach i zniszczonych rękach, ogród daje mi wiele radości.
Zasłony przypięte są do relingów kuchennych
Zapach suszonej lawendy unosi się w powietrzu.
Szyszki chmielu

Dziękuję za komentarze, za waszą obecność, dziękuję tym bardziej, że wiem jak czas pędzi i nie zawsze mamy go na tyle, aby zatrzymać się gdzieś przez chwilę.
Pozdrawiam cieplutko. 

czwartek, 6 września 2018

Następna poduszeczka na obrączki


Prze cały okres wicia gniazdka, czyli jakieś dwa lata, wykonywałam wiele prac, tylko to były prace gabarytowo duże, raczej malowanie mebli,  szycie, grzebanie w ogrodzie. Na przyjemności typu hafciki brakło czasu, no może nie do końca tak było, coś tam dłubałam, nic jednak nie dokończyłam . Chyba ze trzy hafty leżą sobie w szufladzie zaczęte, czekają na lepsze czasy.

Ale jak się coś obieca to trzeba dotrzymać słowa, prawda? Obiecałam wyszyć poduszeczkę na obrączki , czas naglił więc zmobilizowałam się i w tydzień powstało to małe dzieło.
Hardanger jest bardzo przyjemnym haftem , ale trzeba się bardzo skupić na liczeniu nitek. Za każdym razem jak po niego sięgam, staram się nauczyć czegoś nowego. Tym razem plątałam kwiatuszki na kratce, oczywiście nie wiem jak ten ścieg się nazywa, bo ja samouk jestem i nie jest to dla mnie istotne, grunt, że wyszło i jestem niezmiernie zadowolona.

Myślałam , że o mnie już nikt nie pamięta, a jednak zaglądacie, bo widzę komentarze pod poprzednim postem, za co bardzo dziękuję .
 Pozdrawiam cieplutko.

Dama z robótką

wtorek, 4 września 2018

Tęsknota ptaka


Wrzesień, to mój ulubiony miesiąc , kończy się lato, zaczyna jesień, wszystko zamglone, pudrowe, pełne tajemniczości i żalu . Urodziłam się we wrześniu, może dlatego tyle u mnie jesiennej nostalgii przeplatanej energią lata, same sprzeczności. 

Kiedy wprowadziłam się do nowego domu , sąsiedzi powiedzieli mi, że w tych stronach ludzi takich jak my, co to przyjechali z innych stron Polski, nazywają ptakami. 
To prawda, jestem jak ptak. 
Ptak z tego rodzaju, co nie umie zbudować gniazda na stałe, ciągle go nosi po świecie. Tam gdzie osiądzie wije gniazdko z całym pietyzmem , poznaje okolice, jest zachwycone nowym, a po jakimś czasie coś go gna dalej, leci więc w nieznane. Znowu buduje gniazdko w nowym miejscu i myśli , że to już na zawsze, jednocześnie tęskni, aż do bólu za poprzednim. 

Przekładając na życie brzmi to tak.
 Urodziłam się w małym urokliwym miasteczku Tomaszowie Lub. na Roztoczu. Miejsce cudowne , pełne lasów sosnowych, jagód i wrzosowisk.
 Los mnie rzucił do Wrocławia, gdzie zaczęłam pracę, tu spędziłam lata szczególne, tu byłam zakochana, wyszłam za mąż, tu urodził się mój syn, ale ciągle tęskniłam za moim miasteczkiem. 
Za swoim mężczyzną pojechałam do Przemyśla, tu spędziłam prawie 30-lat. Na początku nie podobało mi się to miasto, tęskniłam bardzo za domem rodzinnym i oczywiście za Wrocławiem. Przez te lata niczego nie żałowałam, tylko tego , że wyjechałam z tego miasta. Z czasem polubiłam Przemyśl, zalesiona wzgórza, pokochałam gniazdko , które uwiłam, tu urodziła się moja córcia, tu wychowaliśmy dzieci, tu każdy zakątek niesie wspomnienia, blisko  w moje ukochane Bieszczady. Przesiąkłam wschodem do bólu.
 Ale jak to w życiu bywa, trochę się pokomplikowało i trzeba było rozwiązać pewne problemy. Znowu spakowaliśmy walizki i wróciliśmy do Wrocławia.
 Wijemy więc gniazdko od nowa. Marzenie się spełniło, jestem szczęśliwa, a jednocześnie tęsknię za miejscem , które utraciłam. Tęsknię za Przemyślem.
 Jestem ptakiem, który wiecznie będzie tęsknił .
......................................Właściwie to skąd ja jestem ?
 

Mój ulubiony haft "Pan Paw" otrzymał nową oprawę, rama w starym złocie na grafitowej ścianie.

Pozdrawiam cieplutko po długiej przerwie.