piątek, 16 listopada 2018

Grafitowa jadalnia


To nie jest Wielkanoc, to tylko zdjęcie z tego okresu. Chciałam już wtedy coś napisać na blogu o moim domu , ale zabrakło mi czasu i właśnie sobie uświadomiłam jak szybko on płynie w codziennym znoju.Ostatnio szukam równowagi między pracą a życiem, bo chyba za dużo mam tego pierwszego, a za mało żyję, tak po prostu.

Uchylam więc kotarę i wpuszczam was do mojego domu.

Postawiłam na ciemny grafit na jednej długiej ścianie i jestem zadowolona. Na zdjęciach pokazuję metamorfozę, która postępowała systematycznie od dwóch lat. A jakby mi było za mało przemalowałam stary stół dębowy i krzesła z jadalni na ten sam kolor. Wprawdzie biłam się z myślami, czy aby nie uczynić go jasnym, ale zaryzykowałam i mam ciemne meble. Z tego kroku też jestem zadowolona, tym bardziej, że po tym jak to uczyniłam, okazało się to bardzo modne, tzn.mocne, ciemne kolory na ścianach, a meble wtopione w tło. Nigdy nie podążam za modą, trendami, raczej kieruję się swoją fantazją, to bardziej pociągające, kreatywne i zabawne.

Stary stół dębowy , stare krzesła, stary kredens - kupione za grosze, przemalowane genialną farbą kredową. Dywan jest nowy, ale stylizowany na vintage. Najdroższą rzeczą w jadalnym kącie to tapeta.
Myślę, że to jeszcze nie koniec, może zmienię poduszki na krzesła? 
Kącik zmienia się w zależności od przybrania stołu, od obrusu na nim , dzięki bukietom z kwiatów, oświetlenia, można sobie poszaleć .



Miałam napisać miłego wieczoru, ale to już noc, więc życzę spokojnej nocy. 

wtorek, 13 listopada 2018

Kuferek jesienny


 Jak nie kochać jesieni...

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swoich braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.


Tadeusz Wywrocki



Kuferek jesienny to wspólne dzieło moje i mojej synowej, wykonany na ślub dla pewnej przesympatycznej pary.

Zachwycił mnie motyw, który jak nic innego pasował do jesiennego ślubu. Kolory delikatne, pastelowe, do tego biała koronka i cytat z Kubusia Puchatka.
I to wszystko.


Dziękuję za waszą obecność, wsparcie i pozdrawiam jesiennie.

niedziela, 11 listopada 2018

Był sobie kot


Był sobie kotek, który się zagubił, a może go ktoś wyrzucił? Błąkał się po okolicy,aż trafił do mojego ogrodu. Przymilał się jak umiał, był głodny, wychudzony, zaniedbany,wybrał nas bo wiedział, że tu dobrzy ludzie go przygarną i się nie pomylił. Przygarnęli, nakarmili, wypielęgnowali i pokochali.


Kotek też pokochał, odwdzięczał się jak tylko potrafił. Przymilny, garnął się do ludzi, dał się głaskać nawet obcym ludziom, którzy trafiali do jego domu.


Kotek został wykastrowany, dochodził do zdrowia przytulany przez domowników. Był wesołym kotkiem lubiącym się bawić, dorastał pełen radości.


Po pierwszym szczepieniu rozchorował się  na chorobę jelit. Przestał jeść i pić, marniał w oczach. Zawzięłam się, nie chciałam aby odszedł, przez dwa tygodnie karmiłam go na siłę strzykawką specjalnym preparatem.Wyzdrowiał.


Towarzyszył nam wszędzie, wychodził na ogród i baraszkował po drzewach, polował, wpadał do domu co jakiś czas meldując się głośnym miauczeniem ,potem biegł do swoich zajęć, czyli do polowania powiększając swój rewir coraz dalej, o sąsiadów (którzy go zaakceptowali), o stadninę koni, o łąki dookoła. Przyszedł wolny i my daliśmy mu wolność. Był szczęśliwym, wolnym kotkiem na wsi.


Zawsze, gdy byłam na ogrodzie towarzyszył mi przy wszystkich czynnościach, pilnował mnie nawet gdy wiązałam lawendę w altance, ale jak tylko wchodziłam do domu znikał, przynosząc mi w podarku mysz albo ryjówkę.


Poszerzył swój rewir o pole kukurydzy , które znajduje się po drugiej stronie ulicy, tam zaczął polować. Bałam się tej ulicy, jakbym coś przeczuwała. Ale kot jak to kot chodzi swoimi ścieżkami. I stało się nieszczęście.
Biegł do domu przez ulicę i potrąciło go auto naprzeciwko naszej bramy.Wybiegłam prosto z wanny, ubierając piżamy po drodze, ale już było za późno. Nie żył. 
Zabrałam jeszcze ciepłe ciałko z ulicy, wygłaskałam, płacząc razem z córcią pochowałam kotka w ogrodzie pod bzem.


Był sobie kot...............i już go nie ma.
 Był mi przyjacielem, a ja go zawiodłam, nie upilnowałam. Dałam mu wolność, a zabrałam  życie.
 Musiałam o nim napisać bo nie umiem sobie poradzić ze stratą. Ktoś powie .....przecież to tylko kot, ale dla mnie to był więcej niż kot. Dał mi dużo miłości i radości. Bardzo mi go brakuje.
Musiałam o nim napisać , bo choć tyle mogę mu jeszcze dać.

Tyle zwierząt ginie pod kołami naszych aut i wielu kierowców wcale się nad tym nie zastanawia. Jadąc do pracy ciągle widzę rozjechane jeże, lisy, sarny a nawet dziki, a wystarczy zwolnić, albo założyć w aucie odstraszacze.

Pozdrawiam.