niedziela, 26 lipca 2015

Krótka pocztówka z wakacji.


 Dzisiaj będzie króciutko o moim urlopie.
 Na urlop w okresie letnim czekałam cztery lata i pechowo przed nim rozbolała mnie noga. Nie wyobrażałam sobie jednak urlopu bez wyjazdu z domu i stwierdziłam, że się tak łatwo nie poddam. Wbrew wszystkiemu podjęłam ryzyko, spakowałam lekarstwa , maści i wyjechałam. Oczywiście miało obejść się bez szaleństwa, ale różnie to było. Przeżyłam, noga bolała , ale miała litość i obyło się bez płaczu. 

Przystanek podczas wędrówki

 Odwiedziłam dzieci we Wrocławiu, miałam więc znowu niezmierną przyjemność pokuśtykania w ulubione miejsca, zrobiłam drobne zakupy w Kreaterii itp., odnalazłam koleżankę z lat młodości i pracy we Wrocławiu, Basiu dziękuję za cudowne popołudnie. Przy okazji musiałam odwiedzić nowe miejsce tj . Afrykarium nowo wybudowane w ZOO, przeszłam oszklonym tunelem pod olbrzymim akwarium, rodzina śmiała się , że zrobiłam zdjęcia wszystkim rybkom, a ja tylko chciałam zrobić ujęcie płaszczce, wiedziałyście , że ona się ciągle uśmiecha? Czułam się jak małe dziecko. 

Żaba odpowiadająca za miłość otrzymała instrukcje.Pogłaskałam też pozostałe żaby , które mają zagwarantować bogactwo,szczęście, zdrowie, jednak ja uważam, że miłość jest najważniejsza, bo bez niej co warta jest reszta?

Byłam u wód w Świeradowie Zdrój, piłam wodę na wszystkie boleści i na urodę, ha,ha. Woda pomogła , wyruszyłam wiec na szlak. Pierwszy raz wyjechałam na szczyt wygodnie moszcząc się na krzesełku, zawsze uważałam, że wyciągi są dla dzieci , inwalidów i emerytów. Widocznie i na mnie przyszedł czas, babka inwalidka wyjechała na szczyt Szrenicy, złapała kijki w garść i pokuśtykała prostą drogą na Śnieżne Kotły.


 Całe życie szwendałam się po górach, i tych małych, i tych wielkich. Jak mogłam podarować sobie i teraz. Na szczęście dzięki wyciągowi na górę mogłam sobie i tym razem pozwolić na podziwianie świata z góry. Wiatr i te cudne widoki, to jest to na co czekałam cały rok. 

Czarcia Ambona przy Śnieżnych Kotłach
Ściana Śnieżnych Kotłów pod Wielkim Szyszakiem
Śnieżne Stawki pod Kotłami, ponad trzydzieści lat temu wrzuciliśmy z Miśkiem do nich pieniążek, spełniło się, teraz dane nam było tu wrócić.

 Ta babka w chustce to ja, jakby ktoś miał jakieś wątpliwości.Ale upał. 

Szrenica, w dolinie schronisko Pod Łabskim Szczytem

 I tu właśnie rozpoczęło się moje szaleństwo, zamiast zjechać z powrotem w dól wyciągiem zachciało mi się zejść. Opierając się na kijkach wędrowałam ochoczo do schroniska Pod Łabskim Szczytem i potem dalej do Szklarskiej Poręby gdzie nocowaliśmy. Na zdjęciu widoczna Szrenica, tam zaczęłam , przeszłam cały las w poprzek, więc widać ile kilometrów zrobiłam. Misiek  i Rozsądek nie był w stanie mnie zatrzymać.


Po drodze przydały się przystanki , jak widać w taki upał zdjęcie butów przynosiło ulgę, przy okazji można podsuszyć skarpetki, ha,ha,


 Ha, ha nie było po powrocie na kwaterę, przydał się woreczek z zimnym żelem, a na drugi dzień okropne zakwasy i to też nie było ha,ha. Obolała, po wielu perypetiach i 12-godzinach jazdy wróciłam do domu.
Ale było warto, teraz się kuruję, odsypiam.

 Leczenie nogi polega na zmniejszaniu bólu, muszę wrócić do pracy i kuśtykać, grozi mi artroskopia, ale  nie wiem kiedy. Na rezonans muszę czekać w kolejce do 30.X !!!!!!!!!! potem czekać na zabieg, jednym słowem ekspresowe leczenie!!!!!!!!!, a żyć i pracować normalnie trzeba.

Jak tylko zrobię sesję zdjęciową  to wrzucę to co zmajstrowałam przed wyjazdem.
Pozdrawiam cieplutko, wakacyjnie.

środa, 15 lipca 2015

Niespodzianka i wariacje kuchenne

Gocha, Maja, Jasmin


Spotkała mnie cudowna niespodzianka. Pewnego dnia otrzymałam telefon od Mai " Jestem w Lutowiskach, przyjeżdżam do Przemyśla i spotkajmy się na kawie" . Ło Matko!!!! tak, tak oczywiście, byłam zaskoczona i szczęśliwa. Nie widziałyśmy się parę lat, od ostatniego zlotu w Okunince, o którym pisałam Tu i Tu. Maję z blogu Tymczasem znam od wielu lat, poznałyśmy się na forum Kaiem już nie istniejącego , więc zupełnie wirtualnie, a potem dzięki uprzejmości kochanej Ewy , która nas ściągała do Okuninki ,poznałyśmy się w realnym świecie i przez kilka lat co roku miałyśmy sposobność spotykania się na sabaciku, dekupażowania, haftowania i pogaduch. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, Okuninka też. Przez te ostatnie lata niejednokrotnie myślami sięgałam do naszych spotkań i tęskniłam nie tylko za Mają , ale i pozostałymi dziewczątkami, które pozostaną w moim sercu na zawsze. I choć nie umiem utrzymywać kontaktu telefonicznie, wolę bezpośrednie pogaduchy, to wszystkie one są mi bliskie i tak pozostaną jako moje jedyne przyjaciółki od serca. Widzicie więc jaka była moja wielka radość na to spotkanie, tym bardziej ,że dzieli nas duża odległość między naszymi domami , gdzie Bydgoszcz, a gdzie Przemyśl. 
Oczywiście zaprosiłam Maję do mojego maciupkiego światka domowego. Na ten zew odpowiedziała moja siostra Gocha z blogu Lubię , jedna z czarownic okuninkowych i też do mnie przyjechała na to spotkanie. Spotkałyśmy się więc we trzy u mnie w połowie drogi między Lutowiskami a Tomaszowem, przegadałyśmy całe popołudnie i niestety mam tylko to jedno zdjęcie ze spotkania. Bo ciotki klotki zapomniały o całym bożym świecie , fajnie się gadało, a zdjęcie cyknęły w pośpiechu ,gdy Maja szykowała się do wyjścia. Maja przyjechała ze swoją córcią Basią, która też uczestniczyła w sabacikach, na zdjęciu jej nie ma bo ona robiła nam to ujęcie. Urosła, wydoroślała, wypiękniała, Basiu dziękuję , że mnie odwiedziłaś, zawsze jesteś tu mile widziana. Niezmiernie cieszę się z tego spotkania, Maju dziękuję, że mnie odnalazłaś. 

piątek, 3 lipca 2015

Zabawa przy maszynie.


 Dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia, poskutkowało, noga już mnie tak nie boli. 
Oczywiście już mnie nosi, oszczędzam się jednak wiedząc, że ból może szybko powrócić.
Zmienność moja nie pozwoliła mi na długo przysiąść przy hafcie, wymyśliłam więc szycie.
Dawno nic dla siebie nie uszyłam, minęło wiele lat od ostatniej kreacji. Zabrałam się więc ochoczo do szycia spódnicy i sukienki, a co z tego wyjdzie, o ile wyjdzie postaram się pokazać.


 Wiele lat zbieractwa czasopisma Burdy na coś się przydało, choć z ostatnich lat nie mam Burdy , to zawsze można wybrać fasony , które nigdy się nie starzeją.
Miałam oczywiście wielką przyjemność w odkurzaniu i przeglądaniu tych gazet. 
Wybrałam fasony, wykroiłam i jestem w trakcie szycia.
 Nie ukrywam , że po wielu latach przestoju szyciowego problemy się pojawiły, może jednak przezwyciężę je i jeszcze tego lata wystąpię w nowych kreacjach. 


Dziękuję za komentarze i odwiedziny, życząc pięknych słonecznych dni .