niedziela, 28 października 2012

Pożegnanie jesieni


......żegnaj piękna kolorowa jesieni, witaj nostalgio, przydymiona , mokra, pełna niezapisanych myśli...........

niedziela, 21 października 2012

Jaśki do przytulania


W moim małym i magicznym domku czas płynie na małych zmianach, postanowiłam jesienno-zimowy czas poświęcić na uzupełnieniu braków, realizowaniu dawno odkładanych planów tyczących się mojego najbliższego otoczenia . Jak zauważyłyście mało teraz haftów, co nie oznacza zupełnego zarzucenia tematu, w międzyczasie wyszywam obrusik żonkilowy i coś tam jeszcze . Ale główne zajęcie to nadrabianie zaległości i moszczenia gniazdka. Ogarnął mnie szał maszynowy i wykorzystuję go do maksa. Będzie dużo poduszek, jak najwięcej, bo to one tworzą ciepły klimat w domu. 
A dzisiaj prezentuję jaśki do przytulania. Czemu tak? Po prostu to najzwyklejsze, najprostsze jaśki o nieskomplikowanym szyciu, bez ozdóbek, bez guzików, służące jako poduszki do spania, takie które można miętolić , układać jak się podoba i nic nam w tym nie przeszkadza . Nie budzimy się z guzikiem w oku i troczkiem w buzi. Proste a jak bardzo niezbędne to mogą powiedzieć osoby które bez jasieczków obyć się nie mogą , a mam takich w rodzinie to coś na ten temat mogę powiedzieć. Materiał w drobniutki wzorek kwiatowy przywodzi na myśl wiejską chatę ,dla tego nazwałam je wsiowymi.


  Do wykonania wielu poduszek i różnych innych rzeczy w domu potrzebujemy dużo kuponów materiałów. Niestety to drogi interes. Nie mówię że nie kupuję w sklepie a nawet czasami zamawiam przez internet materiał który jest mi niezbędny. Jednak gro moich zapasów materiałowych pochodzi ze szmatowego źródła. Kupuję poszwy, kupony które są niezniszczone a nawet nowe, bo i takie ludzie wyrzucają, za śmieszne pieniądze, czasami na wagę , czasami na sztuki, wybielam, piorę, krochmalę ,wycinam , prasuję i składam. Ten oto stosik to wynik ostatniego polowania. Policzyłam koszt ogólny, przeliczyłam na metry i wychodzi mi że za metr tych materiałów zapłaciłam 2-3 zł. , myślę że się opłacało. I jak się oprzeć szyciu?


Zestaw w fiolety , będą z nich  jasieczki dla dzieci do lawendowego pokoju i ściereczki w śliwy do mojej kuchni.


W niebieskościach dla córci bo ona lubi ten kolor i niebieskie róże. 
A to piękne płótno jest z ręcznie robioną wstawką , jeszcze nie znam  jego przeznaczenia.

Przepis na jaśka do przytulania.

Rozrysowałam plan i wyliczyłam w centymetrach dla jaśka o standardowej wielkości 40x40 cm.

W tłumaczeniu na język prosty;

1. Rysujemy na materiale prostokąt ( 110cm x 42cm)
2. Od jednego mniejszego brzegu odliczamy 10cm i rysujemy linię, w tym miejscu będziemy składać materiał.
3. Od drugiego mniejszego brzegu odliczamy 20cm i rysujemy linię, tu też będziemy składać materiał.Stworzymy kieszonkę do której po zszyciu poduszki włożymy dwa rogi jaśka.


4. Obrzucamy mniejsze brzegi i wywijamy na lewą stronę zapas na podłożenie około 1cm, przyszywamy. 


5. Składamy wzdłuż wyrysowanych linii materiał do lewej strony, przyczepiamy szpilkami 


6. Tak przygotowany materiał składamy na pół, prawą stroną do środka, dbając aby dwa końce mniejszych brzegów idealnie się złączyły.  Przyczepiamy szpilkami mniejsze brzegi ze sobą. 


7. Szpileczkami spinamy dwa luźne brzegi i zszywamy je razem, a następnie obrzucamy. Pamiętamy aby dokładnie zabezpieczyć szew na końcu ściegu. 


8. Poduszka zszyta , musimy tylko przewrócić na prawą stronę .


Kursik przedstawiłam tym osobom które stawiają początkowe kroczki w ujarzmianiu maszyny. Nie jest to arcydzieło , nie ma tu skomplikowanych wykończeń . Sama pamiętam jak wiele lat temu uczyłam się szycia , sama dociekałam co z czym połączyć aby coś wyszło, byłoby mi wiele łatwiej gdyby mi ktoś pokazał jak to się robi, ale niestety internetu wtedy nie było i nie miałam koleżanek które podzieliłyby się swoim doświadczeniem.
 Może  komuś przydadzą się moje wypociny. Na pewno jest to dobry sposób na wykonanie prostych rzeczy własnoręcznie i zaoszczędzeniu pieniędzy, w końcu nie wszystkie mamy ich pod dostatkiem.
Mam nadzieję że nie zanudziłam.

wtorek, 16 października 2012

Muchomorki w mojej interpretacji



Muchomorki w mojej interpretacji są troszkę odrealnione, może takie jakie by rosły w lesie gdyby to ode mnie  zależało. Zupełna wesoła twórczość, szyte całkowicie ręcznie, więc nie całkiem równiutkie, myślę jednak że  to jest właśnie to . Albowiem chodziło  tylko o dobrą zabawę, wymyślane na poczekaniu bez planu, troszkę przydasiów na stole i moja wyobraźnia. Takie grzybki można  mnożyć w nieskończoność. 


Kombinacja trzech ścinków materiału , kawałek starej koronki, koraliki , igła i nitka. Kolorystyka czerwono-biała ale zastanawiałam się nad innymi kolorami,myślę że ciekawie by wyglądały np. w błękicie ale to może kiedyś. 


Wykonanie ręcznie muchomorka nie jest trudne, szyje się go około godziny, mniej lub więcej, w zależności z czego go zrobimy. 


Muchomorki teraz jesienią są dekoracją na stole ułożone w wiklinowym koszyku. Natomiast docelowo chciałam wykonać je na choinkę, troszkę ją urozmaicić i zamiast bombek w kształcie muchomorków będą muchomorki uszyte własnoręcznie. 



Motywacją do wykonania muchomorków był spacer po lesie. 


Pewnego ranka wstała piękna pogoda, cudowne słońce i mroźne rześkie powietrze. Misiek wybierał się na grzyby do lasu, zapragnęłam tego i ja .  Nie mogłam zostać w domu, czułam że to jest niesamowity dzień i muszę wyjść bo inaczej się uduszę. 
Znaleźliśmy się  na Tatarskim Kopcu,  widok zaparł dech w piersi, całe miasto spowite we mgle, tylko wierzchołki wzgórz wynurzały się tworząc wyspy, miasto w dolinie Sanu spało sobie pod grubą pierzynką.


Nie umiem zbierać grzybów, znam niektóre z nich, ale takie które rosną w rodzinnych lasach ,w tym lesie one nie rosną, poza tym nie wzięłam okularów i poszycie zlewało się w jednolitą masę brązu w różnych odcieniach, ślepa podeptałabym grzyby ale na pewno bym ich nie wytropiła. Dałam sobie spokój i wędrowałam niespieszno za Miśkiem podziwiając las, porozmawiałam sobie z drzewami , wiele można się od nich dowiedzieć. Nie wierzycie? -   to spróbujcie, tylko trzeba umieć słuchać.


Zajęłam się grzybobraniem ale z aparatem fotograficznym, , czołgałam się po poszyciu, rozgarniając liście, z nosem przy ziemi. Odnajdywałam takie skarby które Misiek nie zauważał albo ignorował.To co z tego że przydarzały mi się same niejadalne, ale za to jakie piękne, choćby te muchomorki, napatrzeć się nie mogłam. Zachwyt mój przełożyłam na projekt a potem wykonanie muchomorków które zostaną u mnie na dłużej.

poniedziałek, 8 października 2012

Pewne drobiazgi do domu


Czas płynie i wydawałoby się że nic robótkowo nie wykonałam ostatnio, ale jakby się zastanowić to wcale tak nie jest, coś tam poczyniłam. Choćby tę skrzynkę na książki. Takie skrzyneczki na kółkach często pojawiają się w internecie i w czasopismach , więc to nic nowego. Mnie natchnęło , kiedy zobaczyłam biblioteczkę mojej córci przywiezioną do domu i spakowaną w skrzynkę na jabłka. Nie miałam ochoty przybijać następnych półek na ścianę a wyniesienie książek do piwnicy nie wchodziło w grę. Na moją prośbę Misiek zbił prostą skrzynkę , dodał tylko rączki i kółka, tak by można ją było swobodnie przesuwać. Pomalowałam surowe deski i dodałam parę literek tworzących tytuły książek mieszczących się w tej skrzynce. Teraz mam podręczną biblioteczkę, mieści się w niej sporo książek a ja niestety nie mogę się od niej oderwać i połykam książki jak lecą, a robótki czekają na przesyt słowa drukowanego. 


Cieszą mnie też małe zmiany, małe detale i tak pomalowałam półeczkę i umieściłam ją w łazience jako półka na perfumy i wieszak na ręczniki, tego mi właśnie brakowało i tyle starczyło miejsca w mojej maciupkiej łazience.


 Uszyłam kołderkę na pralkę doszywając kawałek starego haftu z odzysku. Kołderka podszyta ocieplinką. Można spokojnie stawiać rzeczy nie niszcząc pralki.


Jak wyrzuciłam starą ścierkę która służyła mi od dwudziestu lat i uszyłam nową doszywając starą koronkę moja dusza od razu lepiej się poczuła. Na pewno przyjemniej dla oka gdy kładę pierożki na taką ściereczkę i uśmiech od razu gości na twarzy i pierogi lepiej się lepi. Prawda jak niewiele potrzeba do szczęścia i do lepszego samopoczucia? 
Niby nic a jednak. 


wtorek, 2 października 2012

Poddać się czasowi

Pelargonie w deszczu

Poddaje się, a właściwie poddałam się czasowi. Ciągła gonitwa za tym by zdążyć bardzo mnie zmęczyła, wiem że pewnie za niedługo znowu będę za czymś gonić ale tymczasem poddałam się zupełnie fali upływającego czasu. Dlatego mnie tu nie było. Pracowałam, bo tutaj muszę poddać się grafikowi który przekroczył mój wymiar godzin i przekroczyłam go dość solidnie, czas nie pozwolił na moje marzenia, czas ograniczył moje możliwości co do robótek i planów. Więc nie walczyłam z nim wcale. To co mi pozostawił to zaledwie ułamki wolności, wykorzystałam je na przeczytanie kilku książek i niewielkie zmiany w swoim otoczeniu. 


Posiadam mały balkonik, na którym co roku zakładam mały ogródek, mieszczący się zaledwie w dwóch skrzynkach z kwiatami. Od lat królują w nim pelargonie , nie tylko ze względu sentymentalnych ale również ze względów czysto praktycznych, są po prostu wytrzymałe na palące słońce i na kilka dni mogę je spokojnie zostawić , żyją pomimo mojej nieobecności.Co roku z bólem serca wyrzucam je na śmietnik , niestety nie mam je gdzie przechować. Ale teraz postanowiłam je przenieść do domu aby jeszcze troszkę cieszyć się kwiatami z mojego mini ogródka, robiąc dla nich miejsce oddałam w dobre ręce wszystkie kaktusy które przerosły moje okno. Teraz  okna  upodobniły się do tych babcinych zapamiętanych z dzieciństwa,pełne pelargonii.


Kącik komputerowy, mój osobisty. 


Kwiaty cieszące oko, gdy siedzę sobie i piszę ten wpis. 


Jestem wyciszona i pogodzona z upływem czasu, ma to dobre strony; zauważam drobiazgi, cieszę się nimi. Cieszą mnie każde najmniejsze zmiany jakie mogę dokonać wkoło mnie; a to ptaszki pod pelargonią a to odważniki które uzupełniają wagę która od wielu lat służy jako kwietnik.Gdy nie mogę tworzyć to chociaż coś dodam do dekoracji domu, nie potrafię zupełnie wyłączyć w sobie potrzeby zmian , potrzeby tworzenia czegoś nowego.               

I chociaż poddałam się czasowi to jednak nie pochłonął mnie całkowicie, potrafię mu wyrwać choć chwilę tylko dla siebie, i myślę że to zwycięstwo nad lenistwem i marazmem. To kreatywność utrzymuje mnie przy życiu. Obserwując świat i ludzi wiem na pewno że położenie się do łóżka, złapanie pilota i bezmyślne śledzenie telewizora, bezmyślne trawienie czasu przy komputerze prowadzi do degradacji człowieka. Bezmyślność i marazm, brak chęci działania to morderstwo popełnione na samym sobie. A ja nie jestem samobójczyni, więc działam choć na pewno w mniejszym stopniu niż kiedyś. A jak czas będzie łaskawy to podaruje mi minuty , może godziny które wypełnię swoimi robótkami, czego i wam życzę.


A to najnowsze zdobycze, odważniki. 


Motto umieszczone na mojej wadze brzmi;
 " Ultra posse nemo obligatur" 
w tłumaczeniu;
 " Nikt nie jest obowiązany uczynić więcej, niż może "