środa, 20 października 2010

Maria Antonina



Wszystko poszło precz, nawet zamglonej jesieni nie zauważam, a to za sprawą książki  "Maria Antonina, podróż przez życie" A. Fraser. Mam ją dzięki Renatce która obdarzyła mnie wielkim zaufaniem i wypożyczyła mi tę książkę do przeczytania, Renatko jeszcze raz ślicznie dziękuję, jestem teraz szczęśliwa że mogę zagłębić się w świat XVIII - wiecznej Francji.



"..............W ciągu kilku lat jej uroda ( czy też wrażenie piękna jakie roztaczała) rozkwitła...........Sylwetka się zaokrąglił, zwłaszcza biust. Duże, szeroko rozstawione błękitne oczy były pełne wyrazu, a krótkowzroczność dodawała spojrzeniu łagodności. Włosy, na tyle, na ile można było dostrzec ich naturalny kolor spod grubej warstwy pudru, ściemniały - z dziecięcej barwy popielatoblond zmieniły się w jasny brąz i były bardzo gęste. Wady jej urody oczywiście nie znikły. Nos był nadal orli, a z wiekiem stał się bardziej widoczny. Coraz bardziej wyszukane fryzury zakrywały powszechnie znane wysokie czoło, jednak nic nie można było zrobić z habsburska wargą. Artyści starali się jej nie zauważać....................Powszechnie zachwycano się promiennym uśmiechem królowej. Zawierał w sobie "czar", który według przyszłej Madam Tussaud, był piękny, by podbić serce "najbardziej brutalnego nieprzyjaciela"....................nawet Tilly musiał przyznać , że nigdy nie widział piękniejszej cery, szyi, ramion, rąk i dłoni............... Baron de Besenval powiedział; "Było coś zachwycającego w tym, jak trzyma głowę, cudowna elegancja we wszystkim co robi, która sprawiała, że mogła konkurować z innymi kobietami lepiej wyposażonymi przez naturę, a nawet je pobić"



Jestem zachwycona możliwością czytania o detalach życia codziennego w Wersalu, nader ciekawe przedstawienie wszystkich ceremonii, otoczenia, świty królowej, która towarzyszy jej od wstania z łóżka aż do chwili snu. Brak prywatności, no może tylko w nocy wszyscy się ulatniają, biedaczka, nie wyobrażam sobie takiego życia. Ale coś za coś , chyba tak się to mówi.

" Nakładam róż i myję ręce na oczach całego świata"
Maria Antonina o swoich codziennych zajęciach 12 lipca 1770

" Być może nikt nie oglądał zmysłowych figli Ludwika XV z Madame du Barry, ale niewiele więcej w Wersalu odbywało się bez świadków.....................Ceremonie wypełniały królewski dzień. W ich skład wchodziło poranne wstawanie, w czasie którego w obecności licznych dworzan dokonywano oficjalnej toalety, a wieczorem również oficjalnie udawano się na spoczynek.Prawo wejścia na te ceremonie, które mimo swojego pozornie intymnego charakteru nie miały żadnych cech prywatności, ceniono sobie jako wyznacznik osobistego prestiżu................Potem był publiczny obiad. Każdy, kto ubrał się mniej więcej przyzwoicie, mógł przyjść i gapić się na członków królewskiej rodziny przy stole.A ponieważ oddzielne gospodarstwa oznaczały przy niektórych okazjach oddzielne posiłki, klatki schodowe roiły się od ludzi pędzących od jednego obiadowego spektaklu do drugiego."



" Pewnego razu Maria Antonina rozebrała się do naga i włąsnie miała włożyć bieliznę, odbieraną przez pierwszą damę sypialnianą z rąk głównej ochmistrzyni. Zgodnie z planem ta zdjęła już rękawiczkę, by wziąć koszulę. W tym momencie przybyła księżniczka krwi, księżna d"Orleans. Jej wejście zapowiedziało charakterystyczne drapanie w drzwi, które w Wersalu zastępowało pukanie. Ochmistrzyni zgodnie z etykietą przekazała koszulę księżnej, która zaczęła zdejmować rękawiczkę. Maria Antonina czekała, oczywiście cały czas naga. I trwało tak nadal, gdy w drzwiach pojawiła się kolejna księżniczka, hrabina de Provence, która jako członkini rodziny królewskiej przejęła przywództwo w ceremonii, a więc i koszulę. Przez cały cza Maria Antonina stała ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami, drżąc z zimna. Próbowała zatuszować swoje zniecierpliwienie śmiechem, jednak najpierw wymruczała pod nosem, tak by wszyscy słyszeli " To doprawdy irytujące! Wręcz śmieszne."

Umieściłam kilka cytatów, mam nadzieję że nie zanudziłam , ale jestem tak podekscytowana czytaniem, przypominam sobie nazwiska dawno zapomniane, wydarzenia historyczne które uciekły z mej pamięci, wracam kilkakrotnie aby jeszcze raz utwierdzić się kto jest kto. O modzie będzie w innym odcinku.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko i dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, oraz za udział w" Różowym tygodniu"

11 komentarzy:

  1. Oj wiem jak to jest mieć na coś 'fazę' kiedy myśli się tylko o tym i w głowie nie ma miejsca na nic innego. Zaciekawiłaś mnie, zwłaszcza zamieszczając opis 'permanentnej inwigilacji", będę musiała rozpuścić witki za tą książka ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę czytając takie słowa i polecam się na przyszłość :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zanudziłaś, a raczej zachęciłaś :-)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. no proszę...jak super zająć się taką historyczną elegancką lekturą. Podsunęłaś mi pomysł na prezent dla mojej chrześniaczki Antoniny Marii..:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. JAsminku.........
    W pelni podzielam Twoj zachwyt!!!!!!! To rowniez moje klimaty....Czasem mam wrazenie,ze "tamte" czasy sa czasami mojego rzeczywistego istnienia...
    Polecam tez..."Ja, Mona Lisa" - historia powstania bodajrze jednego z najslynniejszych dziel Leonarda da Vinci opleciona warstwami intryg nawet i zbrodni, ukazujaca pewne szczegoly z zycia rodziny de Medici, pierwszego protoplasty organizacji mafijnych...ale tez mecenasow sztuki....ksiazka do pochloniecia w przyslowiowy wieczor....
    Pozdrawiam cieplutko a ksiazki poszukam, gdy bede w Polsce....

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja mam dla ciebie jeszcze jedną książkę o Marii Antoninie...Wysłać, czy może poczekać...nie wybierasz się do nas ? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gosiu niech poczeka , może w listopadzie uda mi się przyjechać.Ślicznie dziękuję, już się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm... Chyba świetnie musi się czytać tę książkę! :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Zatkało mnie blogowo, czytam namiętnie książkę jest do schrupania, czyli bardzo dobra.

    OdpowiedzUsuń
  10. Opisy znanych postaci mogą być dla mnie nie do końca szczere. Przedstawiano je zawsze w większych superlatywach, bo stały wyżej od reszty społeczeństwa i nie mogły być w czymś gorsze, więc lepiej podchodzić z rezerwą do tekstów :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż, każdy posiada swoją opinię o tej książce i prawdzie historycznej. Ja traktuję ją jako ucieczkę w inna sferę od szarości,lubię klimaty tamtej epoki z przymrużeniem oka.

    OdpowiedzUsuń