Za oknem słońce, plusowa temperatura i czuje się wiosnę .Włączyła mi się turboładowarka , ładuje we mnie energię, przyspieszyłam więc i robótkuję zawzięcie. Chcę skończyć kuferki, bo widzę przed sobą brudne okna, i nerw we mnie wzbiera, muszę myć, szorować, a tu jeszcze tyle pozaczynanych prac. Mało tego, dokopałam się do mojego zapomnianego haftu, w zamierzeniach miał być to obrus w żonkile na Wielkanoc, tą która odbyła się dwa lata temu.
Dwa lata temu wyszywałam sobie zawzięcie obrus w żonkile, okazało się jednak ,że nie zdążę, i jakby mało tego było, pomyliłam się w hafcie. Nie mogłam dojść gdzie właściwie zrobiłam błąd, biorąc pod uwagę to, że we wzorze są braki np. jednej linijki na łączeniach, zrobił mi się galimatias i nerwy mnie opuściły, cisnęłam ( ładnie to ujmując w słowo) głęboko do szafy, starając się zapomnieć , nie myśleć o tym ,ile czasu poświęciłam na nic.
Haft przeleżał wciśnięty w kąt dwa lata, nagle znalazłam cierpliwość i rozwiązałam zagadkę, wyszywam więc, jestem w amoku, koniecznie chcę skończyć haft do Wielkanocy tego roku. Tak postanowiłam i żebym miała paść to zrobię to.
Wybaczcie, ale taki zmiętolony on ci jest, to po przejściach, jak już wyjdziemy z kłopotów zrobimy sobie kąpiel odświeżającą, i pomyślimy o ozdobach.
Lecę więc do haftu, ślepnąc przy igle pozdrawiam cieplutko, dziękując za komentarze i odwiedziny.