Wchłaniam lato - co znaczy, że zrobiłam sobie letnią przerwę od komputera, od robótek, od różnych tam dupereli. Natomiast zaserwowałam sobie spacery z kijkami trekkingowymi. Na początku wychodziłam na nie z rozsądku , ale z czasem stało się to wielką przyjemnością. Może nie chudnę , ale czuję się znacznie silniejsza fizycznie i psychicznie, na czym mi najbardziej zależało. Znalazłam najlepsze lekarstwo na stres i chandrę.
Szczęściem mieszkam w przepięknym miejscu, pod samym Zniesieniem z Tatarskim Kopcem jako zwieńczenie.
Gdy nie mam dyżuru , wychodzę szybkim marszem pod górę, a tam czeka mnie zawsze nagroda w postaci cudnych widoków na okolicę. Siadam sobie na Kopcu i wchłaniam lato wraz z jego zapachami. Zapach przychodzi z wiatrem, jest różny ; w zależności od tego,czy ziemia nagrzana jest słońcem ,czy oddaje wilgoć po deszczu , pachnie skoszone siano, dębina, trawy. Obserwuję jak przyroda zmienia swą szatę, nareszcie wiem ,co aktualnie kwitnie, jakie owoce i w jakim stadium mają krzewy, które w mnogości rosną na Zniesieniu. Może to się niektórym wyda nieistotne, śmieszne, ale mnie nie. Zamknięta w czterech ścianach bloku lub szpitala takie doznania były mi dalekie, zmieniłam to, i jestem z siebie dumna. To pierwszy krok do równowagi i samozadowolenia.
W czasie upałów siadam sobie pod dębem, konary nisko pochylone do ziemi tworzą super siedzisko ,moszczę się więc i kontempluję widoki.
Parę zdjęć drzew i krzewów z owocami; mijam dęby, czarny bez, derenie, berberysy, jarzębiny itd...........w trawach obecnie kwitną na niebiesko bodziszki , na żółto dziurawce, na różowo goździki, ach co za widok.
Cieszą mnie takie drobiazgi i nadziwić się nie mogę , jak mogłam to zgubić w zabieganiu, jak mogłam tak zgubić samą siebie?