Wiedziałam , że tak będzie...................................znowu wlazłam do ogrodu i wsiąkłam.
Zawsze jest co robić, zwłaszcza , że odkąd się wprowadziłam do nowego domu, przerabiam zaniedbany ogród.
Zakładając wiele lat temu blog, chciałam na nim umieszczać zdjęcia swoich robótek, ale nie tylko. Chciałam też podzielić się wszystkim tym, co mnie interesuje, inspiruje i taki on był, przynajmniej przez jakiś czas.
Potem coś pękło, a następnie pochłonęły mnie sprawy osobiste i przenosiny do nowego miejsca, nowa praca, remonty , no i oczywiście ogród.
Chciałabym jednak nadal tu bywać, w końcu jest to kawałek mojej historii, zapisanej w tym świecie wirtualnym.
Jeżeli więc nie ma robótek, to będzie więcej o moim domu i ogrodzie. Może was nie zanudzę.
W roli głównej żarnowiec "Boskoop Ruby" przepięknie kwitnący bordowo-różowymi kwiatkami.
Jest to jeden z krzewów, które odziedziczyłam po byłych właścicielach.
Był w opłakanym stanie , pochylony, bliski złamaniu , z suchymi gałązkami i mszycami. Udało mi się go odratować i co roku czekam , aż zakwitnie, spektakularny to widok, jak jeszcze dołączymy połać kwitnących na różowo, pachnących intensywnie goździków to mamy przepiękną część ogrodu.
Żarnowiec obecnie wygląda jak drzewko bonzai.
Ogród pierwszej wiosny wyglądał tak jak na tych obrazkach poniżej.
Resztki skalniaka ,kamienie, porozrzucane nasadzenia, kora przykrywająca morze chwastów, skrzypu , zasuszonego na amen wrzosowiska.
W pierwszym roku , przez całe lato przekopywałam łopatą za łopatą tę wielką połać, wybierając do jednego wiaderka chwast, korzenie, a do drugiego wiaderka kamyki. Czułam się jak kopciuszek. Kawałek po kawałku uporządkowałam tę część ogrodu i zaczęłam sadzić, uzupełniać to co było i dokładać swoją cegiełkę.
Obecnie ta część ogrodu wygląda tak jak poniżej.
Pozdrawiam cieplutko i do zobyczyska.