Całe swoje dorosłe życie haftowałam krzyżykami, robiłam na drutach, szyłam, nauczyłam się decoupage i tak naprzemiennie sobie dłubałam kręcąc się wkoło. Podziwiałam różne techniki, wrzucałam w komputer wiadomości związane z nimi i marzyłam " że kiedyś". " Kiedyś" nigdy nie następowało z różnych powodów. W czasach mojej wczesnej młodości nie było dostępu do wielu materiałów, nie miałam internetu, potem pieniędzy na nowe przydasie, nie wiedziałam jak się zabrać za to czy owo, a czas leciał nieubłaganie i pół wieku minęło nie wiadomo kiedy. Gdy w końcu weszłam w drugie półwiecze, czyli osiągnęłam drugą młodość, a w tym czasie świat otworzył nowe możliwości postanowiłam i ja otworzyć się na nowe techniki. Długo przebierałam, kręciłam nosem, aż w końcu wybrałam - nowym moim zajęciem będzie koronka siatkowa.
Jak pomyślałam tak też uczyniłam, rozpoczęłam poszukiwania w kochanym neciku. Znalazłam kurs koronki siatkowej w Milanówku, sponsor się znalazł bo urobiłam na miękko Miśka, tłumacząc, że całe życie samouk jestem i chciałabym choć raz profesjonalnie zacząć moją przygodę z koronką. Napełniona szczęściem , z wielką werwą , otwarta na nowe chciałam wpłacić niemałe pieniążki na owy kurs, ale moje przedpotopowe wychowanie nakazywało mi najpierw wykonać telefon do Pani i zapowiedzieć się, dopytując o szczegóły np.noclegi itp. i tak też uczyniłam. I...............zostałam potraktowana oschle i niegrzecznie, chyba Pani w czymś przeszkadzałam albo cóś, przełknęłam upokorzenie starając się miło dopytywać dalej, Pani dowiedziawszy się, że jestem z daleka trochę zmiękła, niemniej jednak niesmak pozostał. Może Pani jest cudowna osobą, nie chcę jej obrazić, ale niesmak, to niesmak.
Wieczorem przemyślałam jeszcze raz to zdarzenie i doszłam do wniosku, że skoro tak to ja spróbuję sama się nauczyć, a jak się nie zdołam nauczyć to ubiorę worek pokutny i pojadę do Pani na nauki. Zaangażowałam rodzinę do poszukiwania książki i zdobyłam na Allegro książkę z 1973r pt. "Roboty siatkowe" autorstwa Wery Tuszyńskiej. Na neciku znalazłam filmiki "Jak zrobić siatkę" i trochę innych materiałów, w sklepiku internetowym zamówiłam zestaw do koronki siatkowej firmy Prym i nici .
W pierwszy dzień rozgryzłam pętelki, drugi dzień był tragiczny, pojęłam jak ma wyglądać droga nici między palcami, ale ciągle puszczałam nie te palce co trzeba i nić się plątała.Cięłam i plątałam, cięłam i plątałam, leciały niecenzuralne słowa, leciały przybory na podłogę z nerwów,ale, ale..................wyszło. Myślę, że jak ktoś by mi pokazał jak to zrobić i potwierdził czy dobrze robię oczka byłoby szybciej i przyjemniej.Tu przydał się wrodzony upór, wiecie ja uparta jestem jak stado osłów, nie pojedynczy osobnik, więc choć raz na coś się przydał, bo raczej przysparza mi więcej kłopotów niż radości. Pierwszą siatkę uplotłam z nici ecru i choć niektóre supełki puściły i musiałam je wiązać, a niektóre krateczki są nierówne to i tak jestem z niej bardzo dumna. Potraktowałam ją jako siatkę treningową i rozpięłam ją na ramie, którą przygotował mi Misiek i zaczynam powoli rozgryzać ściegi.
Ale o tym innym razem. Na pierwszych zdjęciach widoczna jest biała siatka, to już druga z kolei i ta ma prawie równe oczka. Wykonanie siatki sprawia mi coraz większą przyjemność, bo robię ją już dość płynnie, zaczynam się od tego uzależniać. Nie mogę się już doczekać haftu na siatce, ale to ekscytujące.Więcej o tej technice jeszcze napiszę, mam nadzieję, że ją polubię.
Jak powstała " Baba".
Do zaczepienia nitki na której plecie się siatkę potrzebny jest solidny przedmiot, który po pociągnięciu nitką nie upadnie. Każdy radzi sobie jak umie, ja zaczynałam od zaczepienia siatki na krześle lub na ciężkim świeczniku.
Poprosiłam Miśka o pomoc, zawsze twierdzę, że stanowimy dobry duet (Ja wymyślam, próbuję tłumaczyć co chcę i jak to ma mniej więcej wyglądać, a M jako inżynier składa coś z niczego), trochę różnych pomysłów i jak zwykle pełna improwizacja i recykling.
Na poniższym zdjęciu doskonale widać przeobrażenie przedmiotów. Krążek ze sztangi zdobyty na złomowisku i kawałek trzonka od motyki, takie coś otrzymałam od Miśka. Super ciężkie, pożyteczne, nadające się, ale czy piękne? chyba nie. Musiałam to coś ozdobić. Uszyłam więc pokrowiec, miejsce puste wypchałam napełniaczem do poduszek, związałam i to coś nazwałam " Babą". Teraz super Baba ma wiktoriański szyk, można bez obawy postawić na stole i pleść, pleść, pleść......................
Dalszy ciąg mojej przygody z Babą nastąpią niebawem........................