To już ostatnie bajkowe bombki.
Swoje bajanie kończę baśnią o Królowej Śniegu, Kaju i Gerdzie. Baśń przepiękna, która niezmiennie kojarzy mi się ze Świętami Bożego Narodzenia z mego dzieciństwa. Tak jak teraz bombarduje się wszystkich Kevinem tak kiedyś film produkcji radzieckiej pt. " Królowa Śniegu " pojawiał się co roku w telewizji. Muszę stwierdzić, że Kevina oglądałam z przyjemnością jeden raz i koniec, tak tą Baśń oglądałabym bez końca, może to tylko sentyment, ale jednak coś w tym jest. Baśń ta kojarzy mi się jeszcze z książką, w której umieszczone były cudowne ilustracje Szancera, obraz Królowej Śniegu powożącej saniami i doczepione do nich sanki Kaja jest w mojej pamięci utrwalony na zawsze.
Zrobiłam dwie bombki z tą baśnią z sentymentu, to taki mały hołd dla mojego dzieciństwa. Wprawdzie posłużyłam się ilustracjami innego rysownika, ale są one też pełne czaru.
Zapraszam do galerii zdjęć, jeśli macie jeszcze chwilkę czasu, a jak nie, to zapraszam na po Świętach.
Ja tymczasem uciekam do kuchni piec miodowe placki.
"Wtem wjechały na rynek duże białe sanie, zaprzężone w białe konie. Osoba siedząca w saniach otulona była w ogromne białe futro, a na głowie miała białą futrzaną czapkę. Sanie dwa razy objechały rynek, a tymczasem udało się Kajowi przywiązać do nich z tyłu swoje małe saneczki. Teraz pomknął jak strzała po utartej drodze i wyjechał za miasto. Osoba w sankach odwróciła głowę i przyjaźnie uśmiechnęła się do niego.
Kaj był zadowolony, bo nigdy jeszcze nie jechał tak prędko; nie chciał jednak zanadto oddalić się od miasta i po pewnym czasie pragnął odwiązać swoje sanki. Wtedy osoba w saniach odwróciła się znowu i spojrzała tak przyjaźnie, że Kaj zapomniał o wszystkim. I tak się powtórzyło parę razy.
Śnieg zaczął padać gęsto, pociemniało, Kaj nie widział już nic dookoła prócz kręcących się białych płatków. Puścił sznurek, aby odczepić swoje sanki, ale one jak gdyby przymarzły do tych wielkich, mknęły jak wiatr za nimi dalej, dalej, dalej! Kaj krzyknął przerażony, ale nikt mu nie odpowiedział, jakby go nikt nie słyszał. Sanki pędziły ciągle, a śnieg sypał, nic już nie było widać. Chwilami uderzały się o coś gwałtownie, to znów spadały na dół, przeskakiwały jakieś nieznane przeszkody i sunęły po białej drodze w świat nieznany. Kaj chciał się przeżegnać, zmówić pacierz, lecz w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć słów "Ojcze nasz" i przychodziła mu na myśl tylko tabliczka mnożenia.
Płatki śniegu padały coraz większe, wyglądały na koniec jak białe ptaki. Zdawało mu się, że dookoła niego biegną gołębie, kury, gęsi - całym tłumem. Nagle konie stanęły, sanie się zatrzymały, a siedząca w nich osoba podniosła się i Kaj spostrzegł, że jej futro i czapka były ze śniegu.
Była to dama wysoka, wysmukła, olśniewającej białości: Królowa Śniegu!
- Dobrze jedziemy! - rzekła - Ale po co masz tam marznąć?
Chodź pod moje niedźwiedzie.
Posadziła go w saniach obok siebie, nakryła białym futrem, a jemu zdawało się, że zapada się w śnieżną górę.
- Jeszcze ci zimno - rzekła i pocałowała go w czoło.
Huu! Jakiż to był zimny pocałunek! Uczuł lód aż w głębi serca, które - jak wiemy - już miał na wpół zlodowaciałe, przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło prędko i poczuł się lepiej. Nie czuł już wcale zimna." cytat z baśni .
Bajkowe opowieści na bombkach kończę cytatem z bajki "Jaś i Małgosia" Braci Grimm
"To już koniec mojego bajania, bierz się do łapania, bo tam leci mysz, a
kysz, a kysz,. A kto ją złapie za ogon lub szyję, niech se z jej futra
kapotę uszyje."
Pozdrawiam cieplutko