Nowy haft, a jaki ?może ktoś zgadnie. |
Witam po bardzo dużej przerwie spowodowanej różnymi perypetiami .
Cóż można powiedzieć, ano chyba tylko tyle, że ciężko tak zacząć od nowa bywać w tym wirtualnym świecie, kiedy realistyczny świat przynosi same kłopoty; a to ze zdrowiem było pod górkę: helicobacter, grypa, kilkumiesięczny kaszel, diagnozy, antybiotyki, a na koniec covit z biegunką. To tylko ja , nie mówiąc o poważniejszych dolegliwościach w rodzinie.
Kiedy człowiek choruje to nic mu się nie chce , nie miałam serca do robótek i do buszowania po necie.
Ciągle byłam zła na wszystko; za to, że ludzie się nie szczepią, że muszę ciągle żyć w stresie, za to , że coraz ciężej się pracuje w Szpitalu, że jestem chora i tak mogłabym wyliczać bez końca.Nawet pogoda mnie denerwowała.Nie umiałam się odnaleźć, nie poznawałam sama siebie, przecież zawsze byłam twardą babką, a teraz to moja porażka.
I siadłam przed telewizorem nie mogąc uwierzyć w to co widziałam .............wojna?!!!!!! Siedziałam z wypiekami na twarzy, śledziłam informacje i płakałam. Brzuch mnie rozbolał, nerwica sięgnęła zenitu.
Tu zadzwoniła Ula z Australii, wymieniłyśmy się informacjami, ona mi mówi, że u nich powodzie. LUDZIE !!!!! co się dzieje na naszym świecie, ZGROZA.
I jak to się ma do moich bolączek?Wszystko co do tej pory mnie irytowało i z czym się mierzyłam to pikuś w stosunku do nieszczęść tak wielu ludzi, do powodzi, do wojny. I jak tu bawić się blogiem, robótkami i pierdołkami gdy dzieją się takie straszne rzeczy? A jednak, może tak trzeba.Człowiek musi gdzieś znaleźć ujście dla stresu, Ula uświadomiła mi to, co sama zawsze wiedziałam, muszę coś robić ,żeby nie zwariować, czyli.............wyszywać, wyszywać.......wyszywać, to najlepszy "Nervosol" dla nadszarpniętych nerwów. I wyszywam................namiętnie.
I postaram się dzielić tym co robię, może to będzie ucieczka przed potworem jakim jest STRACH.
Tak, czasy są trudne i bardzo nieprzewidywalne. Dlaczego tak jest? Dlaczego ja? Często zadajemy sobie te pytania nie rozglądając się wokół i nie dostrzegając cierpienia innych. Ale nawet w czasie wojny ludzie starają się być szczęśliwi na ryle na ile to jest możliwie. Nie pomożemy im zamartwiając się i popadając w dołki. Trzeba starać sie żyć normalnie i pomagać tak sie da.
OdpowiedzUsuńPiękny hfcik!
Pozdrawiam Alina
Racja. Wszystko co piszesz... Dziergajmy. Choć ja już piąty raz zaczynam sweter i nijak nie idzie..
OdpowiedzUsuńTrzymaj się !!!
OdpowiedzUsuńNa Instagramie obserwuję wiele rękodzielniczek. Też miały dylematy, czy zajmować się takimi "pierdołami" (haftami, dekoracjami, urządzaniem wnętrz). Jedna z nich dostała odpowiedź od obserwatorki z Ukrainy: " Nie przestawaj, chcę oglądać tę normalność..."
OdpowiedzUsuńTo, co robimy dla naszej przyjemności, jak widać przynosi ukojenie nie tylko nam, ale również innym, tym pozbawionym normalnego życia, obcującym z wszechobecnym nieszczęściem...
Co do haftu: stawiam na wzór Nory Corbett, ale co to jest dokładnie jest nie wiem:) Pa!
Twoje wątpliwości co do prowadzenia bloga w tym trudnym czasie, podzielam i ja.Swój ostatni post opublikowałam w dniu kiedy Rosja najechała na Ukrainę, nie wiedząc o tym .Jednak i tak czułam się nieswojo, bo kto ma głowę do ogladania jakichś wnetrz, kiedy za miedza rozgrywa się dramat tylu ludzi.A ,że nadal tak się czuję, dlatego zamilkłam na swoim blogu.Co do haftowania, to dobrze robisz, ze rozładowywujesz swój stres w tak twórczy sposób.
OdpowiedzUsuńWłaśnie weszłam na blogi by poczytać, pooglądać, by odreagować.. Jest to potrzebne by znaleźć choć chwilę oddechu...slicznu haft powstaje.
OdpowiedzUsuńpiękne są Twoje prace, czasy trudne, ale dobrze, że dbasz o siebie. dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńWszystkie opisane rozterki i nastroje są i moim udziałem... Wobec tego, co się dzieje na świecie ostatnimi czasy, milknę, bo nie znajduję słów adekwatnych dla nazwania swoich uczuć. I haftuję... czytam... uciekam w las...
OdpowiedzUsuń