Maj oszałamia niesamowitą intensywnością ; w rozkwicie kwiatów, bujnej zieleni, nie można nadążyć za jego pędem. Jak w pędzącym pociągu ucieka krajobraz, tak w maju migają kwity, dopiero kwitły bzy już kwitną irysy i piwonie , za chwilę zdziwię się gdy zakwitną jaśminy. Myślę że to dlatego że nie mam ogrodu i nie mogę na bieżąco śledzić przyrody, w czterech ścianach blokowiska nie zauważam piękna natury. Dopiero gdy Misiek przychodzi z naręczem piwonii , wydobywam okrzyk " to już piwonie kwitną ? o Boże, ale bym przegapiła , są piękne, dziękuję" . I cieszę się jak dziecko z widoku tych przepięknych kwiatów, koloru, i fotografuję ,aby zatrzymać ich ulotne piękno, wręcz napawam się ich bytnością w moim domu, ciągle do nich zaglądam, macam, wącham.
I to się nazywa szczęście, takie małe, ale szczęście.
W drodze z nieba na ziemię zapomniałam stanąć w kolejce po wzrost i taki to krasnoludek ze mnie. Nie przeszkadza mi to zupełnie do momentu kiedy muszę sięgać do wyższych szafek, więc taborecik zawsze pod ręką.Układałam sobie ostatnio szmatki które porozwalane leżały tu i tam po szyciu patchworka. Więc śmigam sobie na taborecik, i myk szmatka do szafki i tak po wielokroć. Aż w końcu taborecik uciekł mi spod nóg i musiałam wykonać akrobacje powietrzne aby uniknąć upadku na plecy. Zapomniałam że ze mnie już leciwa pani, a nie dziewczątko uprawiające gimnastykę, źle wyliczyłam i spadłam niefortunnie na bok stopy. Ból, płacz, odwiedziny na Izbie Przyjęć, prześwietlenia i na szczęście to tylko zwichnięcie stawu skokowego z wielkim krwiakiem. I tak to szycie patchworka doprowadziło mnie do kalectwa tymczasowego.
To się nazywa nieszczęście, takie małe, ale nieszczęście.
Zwichnięta stopa zahamowała moja energię skierowaną na potrzeby zmian w moim domu i zmusiła mnie do poszukania bardziej stabilnej, spokojnej i bezpiecznej robótki, powróciłam więc na łono moich haftów, pokorna i bijąca się w pierś, tak bardzo je ostatnio zaniedbałam. I z wielką ochotą rozpoczęłam nowy hafcik, stary rzuciwszy w kąt.
Tak jak Maj za oknem potrzebuję ciągłych zmian, wyzwań i pędzę przetwarzając swoją codzienność ,swoje otoczenie. Muszę tworzyć i to jest szczęście, takie małe ale szczęście.
Krasnoludek powinien sobie stabilniejszy taborecik zalatwic :) uwielbiam piwonie, dzis zakupie je do mojego salonu :)
OdpowiedzUsuńI jak nie wierzyć twierdzeniu, że najwięcej wypadków spotyka nas w domu (a konkretnie w kuchni i łazience)? Jaśminko nie taborecik, tylko dwustopniową drabinkę powinnaś sobie sprawić - albo dwustopniowy taborecik (jeśli wolisz ten mebel) stabilny, lepszy do skakania na wysokościach. Sama takiego używam, bo choć bardzo niska nie jestem, to do wielkoludów również nie należę i górne partie szafek bez takiego pomocnika są mi niedostępne.
OdpowiedzUsuń:) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę szybkiego i (jeśli to możliwe) bezbolesnego powrotu do nożnej sprawności.
PS. Krasnoludki są piękne, pamiętaj. ;)
A najlepiej pamiętać, że trochę latek nam przybyło. Wiem cos o tym, bo właśnie jestem po małym wydarzeniu, po którym jedno ucho nie słyszy, ale wstyd pisać. Pozdrawiam i szybko sie pozbieraj.
OdpowiedzUsuńZ taborecikami to trzeba uważac o nieszczeście nie trudno !, ja w tamtym roku dostałam krzaczek piwoni od koleżanki , i od kilku tygodni hi hi chodze pod okno i atrze jak rosnie 1 w tym roku zakwitnie i nie moge sie doczekac !w domu rodzinnym miałam białą , ale wygineła , musze gdzies kupic . Te kwiaty co roku mnie odurzają i fascynują , chciałabym wyszyc jakis maleńki ich wzorek ale nie moge znaleśc , wszedzie obfitość krzyzyków a ja bym chciała za iglą , pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDla krasnoludka najlepsza jest drabinka :-)
OdpowiedzUsuńI nie tylko dla krasnoludka, dla nieco dojrzalszych pań (jak np. ja) też!
Maj jest zawsze cudowny, Twoje robótki również :-)
Możemy sobie podać rękę, bo ja jakieś 3 tyg. temu też spadłam ze stołka, dosyć wysokiego, stłukłam sobie strasznie tyłek i spadając skręciłam kostkę, która boli mnie do dzisiaj... na stołek więcej nie wejdę, mąż kupił mi niewielka drabinkę :) Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, siedziałam 3 tyg. w domu i miałam dużo czasu na haftowanie i szycie :))))) Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia... choć skręcona kostka jak się chodzi leczy się bardzo bardzo długo...
OdpowiedzUsuńOj tam, zaraz leciwa pani...w każdym wieku można fiknąć koziołka:)
OdpowiedzUsuńPatchwork zaczeka a mnie już tęskno było do Twoich haftów.
Pozdrawiam i zdrówka życzę:))
Po pierwsze- male jest piekne , po drugie masz zdrowe rece i jestem pewna , ze nie wypoczywaja.
OdpowiedzUsuńPodziwiam przy okazji poprzednie posty- zakochalam sie w czerwonej majowce .
Jak to mówią>nieszczęścia chodzą po ludziach<Przed Świętami W.idąc do spowiedzi-przewróciłam się niedaleko Kościoła....no i złamana kostka-święta w gipsie!!!!Śmieli się,że tyle grzechów niosłam aż się przewróciłam****Dopiero od tygodnia odstawiłam jedną kulę,ale kostka jeszcze puchnie i boli...Życzę szybkiego powrotu do zdrówka!!!!
OdpowiedzUsuńNo to razem oddajemy się urokom rękodzielniczego siedzenia na zwolnieniu. Fajnie byłoby gdyby jeszcze zdrowie dopisywało, czego Ci życzę.
OdpowiedzUsuńPodobnie "śmieszny" wypadek miałam kiedyś pracy. Jeden maleńki podskok do demonstracji udowodnił mi, że mam mięsień brzuchaty w łydce.
Już nie mogę się doczekać co tam wykwitnie spod igły. Ja choć mieszkam w blokowisku to mam widok z okna na kwitnące drzewa. Jednak piwonie jeszcze się nie rozwninęły.
Pozdrówki.
Zdrówka życzę. Okładów na bolącą nogę nie radzę, bo nie ma co wcinać się do siły fachowej. A jak tak czytam o "leciwej Pani" to co napisać musiałabym ja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
A widzisz, to ja przezorna byłam i nabyłam w markecie budowlanym drabinkę porządną i stabilną, z wygodnymi stopniami, żeby właśnie bezpiecznie włazić na pawlacze i górne półki rozmaite... tym bardziej, że stołkowi czasami brakuje paru centymetrów i trzeba go sztukować kolejnym stołkiem... :))) polecam, są różne rozmiary, majątku to nie kosztowało, a przydaje się co chwila. Tak czy owak zdrówka życzę! Ale, ale... tam jakiś przepiękny wzorek widzę pod tymi ślicznymi mulinkami! Czekam niecierpliwie na kolejne relacje z postępów haftu :)
OdpowiedzUsuńI oto wspaniały przykład na to że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... oczywiście w strefie krzyżykowy.
OdpowiedzUsuńJaśminku pięknie opisałaś te Twoje szczęście i nieszczęście. Wpadłam bardzo rzadko ale to tylko dla tego że ciągle narzekam na brak czasu chodź już nie pracuję.
OdpowiedzUsuńLubię czytać Twoje posty są bardzo piękne. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i pozdrawiam serdecznie Zosia.
Szczęście w nieszczęściu, że tylko zwichnięcie. Ale krasnoludki tak mają, wiem bo sama mam 154 cm, taki liliput ze mnie. I też często po taborecikach skaczę, złamania jeszcze na szczęście nie zaliczyłam.
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj sobie, twórz nowe piękne rzeczy. A dla bezpieczeństwa może stabilne schodki-drabinkę sobie zafunduj bo na urośnięcie chyba już szans nie mamy:)
Rad dostałaś już wiele, czym zastąpić niegodziwy stołeczek, więc życzę ci zdrowia, często i zwichnięcie jest bardzo długo dokuczliwe...
OdpowiedzUsuńA hafcik tym razem ty mi podebrałaś; wydrukowałam sobie cały zestaw na różne różności do kompletu. Czy i kiedy powstaną nie wiem (u mnie ciągle jeszcze pudełeczka )- czekam zatem na twój haft !
Powrotu do pełnej formy życzę :)
OdpowiedzUsuńPiwonie oszałamiające, mazurskie jeszcze w lesie, chciałoby się rzec ...
Serdeczne pozdrowienia
Nasze piwonie jeszcze w pąkach. W ogóle nasza działka jest opóźniona względem pozostałych wokół, ale... co się odwlecze, to nie uciecze ;) A może rośliny czując nasze małe doświadczenie same spowalniają swój rozwój, byśmy mogli za nimi nadążyć? :P
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę i szybkiego powrotu do pełnej sprawności :)
Zdrowia Krasnoludku życzę :) I pięknych haftów!
OdpowiedzUsuń