Wyobraźmy sobie, że współczesna Polska jest nadal królestwem rządzonym przez Piastów, że Mieszko I nigdy nie przyjął chrztu, nadal wierzymy w dawnych bogów, boginki i demony, Żercy odprawiają dawne obrzędy, a zamiast lekarzy pierwszego kontaktu królują Szeptuchy.
Gosia jest dziewczyną, która wychowała się w mieście , nie wierzy w bogów, neguje ich istnienie, nie uczestniczy w tradycyjnych obrzędach, kończy medycynę i chce zostać lekarzem, ale musi odbyć obowiązkowy roczny staż u Szeptuchy. Wyjeżdża więc do Bielin, jest to wieś leżąca w świętokrzyskim lesie nieopodal Kielc. Okropieństwo, przecież Gosia nie cierpi przyrody, boi się kleszczy i wierzy tylko w antybiotyki.Co się w jej życiu zmieni?
Cztery części książki;
Szeptucha
Noc Kupały
Żerca
Przesilenie
autorstwa Katarzyny Miszczuk
Książki połknęłam w tydzień, fantastyczna podróż w inny świat.
"Powieść fantasy oparta na naszym rodzimym, słowiańskim folklorze. Dzięki Bogu coraz więcej polskich autorów sięga po naszą mitologię - przecież jest barwna i pełna nadprzyrodzonych istot, bogowie nie są jakimiś spolegliwymi istotami, to mściwe i krwawe bestie. Stanowią doskonałą osnowę rozmaitych legend, wierzeń i guseł. I cieszę się, że mogę spotykać ich na kartach powieści. Ta książka podobała mi się bardzo, chociaż główna bohaterka jest malkontentką pełną fobii, ale dzięki temu wprowadzono wiele humorystycznych sytuacji. No i pełnokrwisty Mieszko - prawdziwy słowiański superman."
Nie mogłabym określić tego lepiej.
Przy czytaniu tej lektury nasunęła mi się taka myśl;
czemu w szkole uczą nas mitologi greckiej, a naszej słowiańskiej nie? A przecież jest taka bogata i nasza.
Fragmenty: "Wymiona krasuli, kiedy pomroka, pociraj tsy dni do pełni.Potem na rososkach psy drodze zakopisz - powiedziała szeptucha, podając kamień piorunowy ucieszonej klientce. " "Moja droga, przecież nie twierdzę, że to strzyga kradnie krowie mleko.Zapewne krowa wcale nie potrzebuje pomocy, a jeżeli już, to weterynaryjnej.Potarcie wymion kamieniem piorunowym nie zaszkodzi.Pomoże natomiast jej właścicielce."
"Coś jeszcze trzeba? W zasadzie to tak. Chodzi o mojego męża, Wojtka.W każdym razie już nie wiem, jak mu do rozumu przemówić.Straszny z niego bałaganiarz.Nie ma na to jakiejś rady?" "Kto robi niepoządek koło chałupy, to aby go oducyć od tego, potseba wziąć z pieca goruncego popiołu, nim posypać taki niepoządek, a zara tylną cęść ciała okryją parchy u tej osoby, co robiła niepoządek."
A czy wy spotkałyście się z gusłami, zabobonami w swoim życiu?, bo ja tak. Przykładem jest moje starsze dziecko , które nosiło w niemowlęctwie czerwoną wstążeczkę na rączce, miała służyć za odstraszacz od uroków złych ludzi - według babci dziecko często płakało, więc to miało go ustrzec od złego oka. Swego czasu dziadkowie w tajemnicy przede mną zawieźli Maćka do szeptuchy, która wylewała nad nim jajko, ponoć to miało go uspokoić. Nie zaszkodziło ale i tak miał ADHD.
Życzę miłej lektury, trochę magi i pozdrawiam cieplutko.
Nie będzie pięknych zdjęć z katalogu, są zdjęcia z normalnego domu , gdzie przed świętami panuje roboczy bałagan i chaos.
Całą niedzielę spędziłam na pitraszeniu i pieczeniu.
W pogoni codziennego dnia nie mam czasu, a dzisiaj muszę przyznać , miałam niezmierną przyjemność w wykonywaniu tych czynności.
Dom pachnie domem, czyli świeżym ciastem, dobrym jedzeniem.
Stwierdzam , że otwarta kuchnia ma tę zaletę, że nie jestem pozostawiona sama ze sobą.Widzę co się dzieje dookoła, w tle leci muzyka, świeci się choinka, to i przyjemnie jest coś robić w kuchni.Doceniam tę zmianę.
Jutro będzie czysto i odświętnie, a dziś jest jak jest, i to jest cudowne.
Pozazdrościłam bombek na blogach i postanowiłam zrobić choć jedną, ale taką co to za dużo czasu nie wymaga.
Bombkę przeznaczyłam dla wnuczki, jako pierwszą w jej życiu.
Tosia uwielbia oglądać ptaki przez okno, więc bombka jest bardzo zimowa i przedstawia karmienie ptaków, jest bardzo błyszcząca, jest iskrzący śnieg przy mroźnym powietrzu.
Obrazek z moich dziecinnych wspomnień, och , to były zimy.
Oj! dawno bombek nie robiłam i dalej nie znalazłam czasu na bombki decu, natomiast znalazłam alternatywę i kompromis.
Jeszcze w tamtym roku zakupiłam zwykłe niebieskie bombki, wyciągnęłam je z szuflady i przez dwa weekendowe dni bawiłam się malując koronki na bombkach.
Uwielbiam malować konturówką, włącza mi się wena i wzorki same pchają się do głowy.
Mam dzisiaj chwilę czasu, więc pomyślałam sobie , że uchylę rąbka moich krzyżykowych wypocin.
Przez dwa lata niewiele zrobiłam, ale to niewiele to by się przełożyło na kilka obrazków, jest tu tysiące krzyżyków, a końca nie widać. Wyszywając takim tempem to plan dziesięcioletni będzie za mały. Mogę śmiało powiedzieć , że haft ten powinien nosić nazwę " Zryw", bo wyszywam zrywami co jakiś czas, dłubię przez kilka wieczorów, a potem odkładam na miesiące.
Nici do tego haftu jest sporo, więc poukładam je w pudełeczku po czekoladkach Ferrero, pudełko płaskie i przeźroczyste, spełnia swoje zadanie. W drugim mam tylko te nici , którymi haftuję na bieżąco. Zrezygnowałam też z plastikowego tamborka, zdecydowanie lepiej haftuje mi się na moim stareńkim, drewnianym. Jak widać zestaw nie bardzo wypasiony, nic z katalogu , tak też można spokojnie haftować.
A co tam u was? Pewnie bombkowanie idzie pełną parą, albo hafty bożonarodzeniowe.?
Ja przez dwa lata nie wykonałam ani jednej bombki, straszne...........!!!, tym, bardziej , że uwielbiam je robić.